Felieton 1 Apr 2019 | Redaktor

„Aby uchwycić Boży głos, który rozbrzmiewa we wszechświecie, trzeba mieć oko duszy wolne od zgiełku” (Jan Paweł II, audiencja generalna 2 sierpnia 2000 r.).

Żeby odczytać Boży plan wobec każdego człowieka i każdej rodziny, trzeba otworzyć oko duszy – czyli inaczej spojrzeć na cały świat i jego rzeczywistość. O rodzinie mówi się i dużo, i różnie, a nawet powstaje nowa wiedza o rodzinie, o jej roli w świecie i o jej aktualnym kryzysie. Powołuje się różne instytucje, świeckie i kościelne, które mają na celu ratowanie zagrożonej rodziny. Jednak to oko duszy powinno dostrzec dalszą perspektywę, objąć troską nie tylko ziemski byt rodziny, ale przede wszystkim jej los i zagrożenie jej szczęścia wiecznego! O nieśmiertelności rodziny mało się pamięta, a przecież wieczność powinna być w świadomości człowieka na pierwszym miejscu, przed doczesnością. Ale właśnie oczy duszy są często zamknięte i ludzie nie dostrzegają właściwej perspektywy.

Chodzi o to, żeby się zatrzymać, odejść od zgiełku tego świata i zastanowić się nad losem rodziny i nad tym, co może przeszkadzać jej świętości. Bo przecież chodzi o świętość rodziny. Zagrożenia jej bytu na ziemi są oczywiście także ważne, ale w hierarchii wartości nie są najważniejsze, bo – jak mówi Pismo Święte – „cóż człowiekowi z tego, choćby cały świat zyskał, jeżeli na duszy poniesie szkodę?” (por. Mt 16, 26).

Nad świętością rodziny wisi groźba przede wszystkim sześciu podstawowych zagrożeń, które mogą zadecydować o całej wieczności:

  1. Zagrożenie czystości przedmałżeńskiej

Jest to temat bardzo znany, wielokrotnie poruszany, który jest głównym przedmiotem troski odpowiedzialnych rodziców i wychowawców. Jest to również problem permisywnej etyki, czyli zgody społeczeństwa na cudzołóstwo przedmałżeńskie, tragiczne informacje o coraz niższym wieku matek – dziewczynek trzynastoletnich oraz ojców siedemnastoletnich. Z tym wiąże się dramat młodego pokolenia, którego nie ma kto bronić, które jest niszczone przez dorosłych – niekiedy przez własnych rodziców. Bo przecież to dorośli są przykładem dla młodzieży. A jak dorośli traktują rolę płciowości człowieka? Jak traktują własne i cudze ciało i jak realizują własną aktywność w stosunku do ludzkiego ciała? Łatwo to zaobserwować! A Pismo Święte mówi jasno: „Czyż nie wiecie, że ciała wasze są świątynią Ducha Świętego?” (por. 1 Kor 6, 19). No właśnie, nie wiedzą lub nie chcą myśleć o takim znaczeniu ciała. Ojciec Święty Jan Paweł II nie waha się mówić o świętości ciała, szczególnie o świętości ciała kobiety. Trzeba więc zwrócić szczególną uwagę na młodą dziewczynę, która poddana reaktywności młodego serca jest nieraz bezbronna zarówno wobec mężczyzny, jak i siebie samej. Do wychowania do czystości, do zrozumienia wartości dziewictwa konieczny jest ojciec – ale ojciec, który właśnie sam tę wartość ceni i ojciec, który szanował matkę i przed małżeństwem nie grzeszył przeciwko czystości.

Ilu jest takich ojców? Niestety, niewielu, więc rosną dziewczyny w świecie, gdzie ich ciało staje się przedmiotem, używanym przez mężczyzn dla zabawy; i zgadzają się bezmyślnie na rolę lalki, nie zdając sobie sprawy ze skutków takiej zabawy.

Kościół broni wartości dziewictwa, dlatego kanonizował małą Marię Goretti (1890-1902), a Jan Paweł II nie bez powodu beatyfikował w Tarnowie Karolinę Kózkównę (1898-1914). Kościół stawia szczególny akcent na wartość dziewictwa. Dziewcząt? No tak, dziewcząt, bo one bardziej ponoszą skutki grzechu nieczystości, ale przecież są także mężczyźni, którzy tę czystość odbierają sobie i dziewczynom. Kto broni czystości męskiej? Dziś wydaje się wręcz, że jest ona niemożliwa! A jednak Jan Paweł II nie waha się do milionów młodych ludzi mówić właśnie o pięknej, dziewiczej, oblubieńczej miłości. I młodzi słuchają! Gdyby tę wartość i walkę o nią podchwycili wszyscy dorośli, byłaby to wartość uratowana.

  1. Zagrożenie sakramentalności „Małżeństwo nie jest wynikiem jakiegoś przypadku lub owocem ewolucji ślepych sił przyrody: Bóg-Stwórca ustanowił je mądrze i opatrznościowo w tym celu, aby urzeczywistniać w ludziach swój plan miłości” – mówi w encyklice Humanae vitae papież Paweł VI (HV 8). Jest to Boży plan dla człowieka. Bóg do tego stworzył ludzi, aby realizowali plan miłości – miłości pięknej, szczęściorodnej. Stwórca jednak wiedział, że ta prawdziwa, wielka miłość jest zawsze trudna i dlatego sobą chciał niejako zagwarantować jej realizację. Stąd właśnie sakrament małżeństwa – jako przymierza z Bogiem, który dwojgu młodym ludziom, zaczynającym wspólne życie, gwarantuje swoją pomoc i swoją wszechmocną łaskę. Święty Paweł powie: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13). Właśnie Bóg sam chce im dać tę moc, jaka jest im potrzebna do tego, żeby życie ludzkie – tu, na ziemi – stało się drogą do nieba. Ileż razy Jan Paweł II przypomina młodym, jak choćby na pierwszym spotkaniu z nimi w Paryżu: „Pamiętajcie, że życie tu, na ziemi, jest drogą i tylko drogą, niczym więcej; jest drogą do nieba, bo człowiek jest stworzony nie dla ziemi, tylko dla nieba”. Właśnie to mają zobaczyć oczyma duszy młodzi ludzie. Mają schwycić tę perspektywę i przyjąć ją jako drogowskaz: mają razem pójść do nieba i dlatego ksiądz zwiąże im ręce stułą w kościele i będzie gwarantem Bożej łaski dla nich. Ta szczególna łaska będzie im towarzyszyć całe życie, o ile… o ile oni o tym będą pamiętać. Bóg dotrzymuje swoich obietnic. To człowiek zdradza Boga, a nie Bóg człowieka.

Ale ta szczególna łaska nie działa automatycznie tylko dlatego, że młodzi poszli do kościoła. Ta łaska, siła jest im dana dla siebie wzajemnie, a jest zależna od czystości serca i działa po spowiedzi i Komunii świętej. Małżeństwo to nie jest tylko ludzkie, pełne wrzawy wesele, lecz jest to wielki sakrament-przymierze, zawarte z samym Stwórcą. Młodzi otrzymują siłę i o ile z niej skorzystają, o tyle będą mogli spełnić wielkie, życiowe zadanie. Bo małżeństwo jest zadaniem – nie losem, nie przeznaczeniem, ale zadaniem do wykonania i taki jest jego los, jak małżonkowie to zadanie wspólnie wypełnią. Jest to wspólne zadanie, gdyż są na zawsze związani i los jednego zależy od drugiego. Mogą się na całą wieczność uszczęśliwić lub przeciwnie – mogą siebie i swoje dzieci skrzywdzić. Dlatego ważne jest praktykowanie sakramentów świętych na co dzień, systematyczna, wspólna spowiedź i Komunia święta – jak najczęstsza razem. To jedynie gwarantuje, że nie zabraknie im siły. Ale jeżeli ich oczy duszy są zamknięte, to po iluś latach na pytanie, kiedy byli u spowiedzi świętej, pada po chwili wahania odpowiedź: „No, przy ślubie”. Sakrament jest, ale łaska Boża nie działa, sparaliżowana ich postawą.

  1. Rodzina zagrożona jako źródło życia Na ile dzisiaj młodzi ludzie, zawierając małżeństwo, myślą o założeniu rodziny? Myślą o tym, że chcą być razem, bo jest im dobrze – a myśl o obowiązkach, jakie ich czekają, czasem w ogóle nie jest brana pod uwagę. Ich wspólny plan odnosi się do różnych rzeczy, ale właśnie rzeczy: pragną mieć mieszkanie, samochód, pieniądze na podróże. Nie myślą, że mają założyć rodzinę – i to, jeśliby myśleli w sposób dojrzały, rodzinę wielodzietną, gdyż tylko taka rodzina zapewnia prawidłowe warunki wychowawcze. Ale młodzi myślą o tym, żeby im było razem wygodnie i bywa, że zamiast miłości jest de facto porozumienie egoizmu dwóch osób. Dziecko wydaje się zagrożeniem tych prywatnych planów młodych małżonków i jest pomijane. Wielki dar płodności jest traktowany jako obciążenie, którego trzeba się pozbyć i bywa, że pierwszą troską małżonków wcale nie jest troska o dzieci, ale troska o skuteczne ubezpłodnienie. A cóż to jest dar płodności? Mało kto zdaje sobie sprawę, że jest to jeden z największych darów, jakie Stwórca udzielił ludziom. Jest to przecież dopuszczenie człowieka-stworzenia do stwórczej mocy Boga. Bóg Wszechmocny niejako oddaje się w ręce człowieka i bez współpracy ludzi nie stwarza nowych osób. Paweł VI w encyklice Humanae vitae nazywa małżonków „współpracownikami Boga w dziele stworzenia” (por. HV 8, 25).

A małżonkowie, chociaż w kościele podczas ślubu przyrzekają, że przyjmą potomstwo, którym ich Bóg obdarzy, to jednak chcą realizować własny plan, a nie plan Bożej miłości. Nie trzeba sięgać po straszliwe statystyki, żeby udowodnić to zagrożenie. Wiadomo, że na całym niemal świecie można spotkać rodziców, którzy pozwalają lub wręcz żądają zabicia własnych dzieci; wiadomo, że ilość dokonywanych na świecie aborcji przekracza ludzką wyobraźnię.

Dlaczego człowiek występuje przeciwko życiu? Lęk przed dzieckiem jest współczesną nerwicą i powoduje reakcje wręcz nienormalne. Lęk, jako siła dyktująca zachowanie człowieka, nieraz doprowadza do czynów irracjonalnych, których potem człowiek się wstydzi. Współczesny lęk przed dzieckiem doprowadził ludzkość do szukania środków zabójczych i ubezpładniających – stąd aborcja i antykoncepcja, dwa sposoby walki z życiem i z dzieckiem, są współczesną plagą rodziny. Postawa antykoncepcyjna jest postawą społecznie samobójczą – a jednak szerzy się i znajduje zwolenników. Głos Jana Pawła II, wołający o „cywilizację miłości” jako przeciwstawienie współczesnej cywilizacji śmierci, wydaje się być głosem na pustyni.

Oprócz zagrożenia życia dziecka nienarodzonego zjawiło się w tej cywilizacji śmierci zagrożenie końca życia. Bezradny, chory, stary człowiek bywa przez rodzinę skazany na śmierć pod fałszywą nazwą „śmierci łagodnej”, eutanazji; a przecież każdy poczęty człowiek ma prawo do życia i do naturalnej śmierci w momencie wybranym dla niego przez samego Stwórcę.

  1. Zagrożenie czystości małżeńskiej Czystość małżeńska jest nie tylko zagrożona w realizacji, ale wręcz wydaje się zakwestionowana; ludzie jakby nie wiedzieli, co to ma być. Katolicy rozumieją pojęcie nieczystości przedmałżeńskiej jako utratę dziewictwa, ale w małżeństwie? Ludziom wydaje się niekiedy, że w małżeństwie wszystko wolno.

Czystość małżeńska oznacza zgodność ludzkiego działania z prawem Bożym. W sposób szczególny pojęcie czystości odnosi się do działalności związanej z ludzkim ciałem, z ludzką płciowością. Najczęstszy grzech przeciwko czystości małżeńskiej jest zarazem grzechem przeciwko życiu. Człowiek obdarzony potencjalną płodnością nie odczytuje Bożego planu, wpisanego w strukturę człowieka; nie mogąc opanować płodności, nad którą nie ma władzy, niszczy ją. Wszelkie praktyki antykoncepcyjne niszczą czystość małżonków i są grzechem nie tylko przeciwko życiu, ale przeciwko Stwórcy – grzechem pychy człowieka, grzechem przeciwko pierwszemu, Bożemu przykazaniu. To jest tak, jakby człowiek powiedział Bogu: „Źle stworzyłeś tę płodność, ja Cię poprawię” – i naturalnie, nie mając mocy większej od Boga, nie poprawia, ale niszczy.

Antykoncepcja jest postawą skierowaną nie tylko przeciwko dziecku i Bogu-Stwórcy, ale także przeciwko człowiekowi, przeciwko miłości człowieka. Antykoncepcja niszczy miłość, bo jest postawą zasadniczego odrzucenia: „Chcę odrzucić od siebie to, co mi dajesz. Nie chcę Twojego dziecka”. Gdy dochodzi do aktu płciowego z zastosowaniem antykoncepcji, wtedy mamy do czynienia z ukrytą sprzecznością: ludzie się jednoczą, a chcą oddzielić swe życiodajne komórki. Sprzeczność rodzi konflikt, a lęk przed dzieckiem pcha do reakcji irracjonalnych. Zamiast sięgać po środki ubezpładniające, człowiek powinien zrozumieć swoją rolę i podjąć odpowiedzialność za swoje czyny. Grzechem przeciwko czystości, oprócz antykoncepcji, jest zawsze narzucanie aktu przemocą albo szantażem, a także niewierność oraz akt perwersyjny przeciwko naturze.

Skutki postawy antykoncepcyjnej i używanych środków dają się obserwować w samym człowieku (głównie w kobiecie), uderzają w miłość i trwałość małżeństwa. Statystycznie znamienna jest zbieżność między stosowaniem antykoncepcji a rozwodami. Zamiast szukać sposobów ubezpłodnienia, małżonkowie mają obowiązek rozpoznać warunki poczęcia. Rozwiązanie kryje się przecież po prostu w naturze człowieka -wystarczy zrozumieć odmienną rolę mężczyzny, zawsze gotowego być ojcem, od roli kobiety, która tylko w szczególnych warunkach może stać się matką.

Drugi grzech przeciwko czystości małżeńskiej to niewierność. Jest to grzech tak często popełniany, że staje się nieraz sposobem współczesnego zachowania i ludzie wręcz przestają wierzyć w wierną miłość. Młodzież obserwując życie dorosłych musi dojść do wniosku, że wierność jest po prostu niemożliwa do zachowania – jest to cnota za trudna dla zwykłego człowieka i tak też nieraz ludzie, zwłaszcza mężczyźni, się tłumaczą: „Nie jestem święty”. A przecież właśnie świętość jest zadaniem każdego zwykłego człowieka. Powszechne powołanie do świętości jest przecież celem życia.

Do realizacji wierności potrzebna jest łaska sakramentu małżeństwa – właśnie ona uzdalnia człowieka do wytrwania i do prawdziwej, pięknej miłości, która jednak wydaje się ludziom niemożliwa. Dlaczego? Dlatego, że człowiek jej od siebie nie wymaga i nie ma okazji zaobserwować jej u innych. Świętość jest cicha, ukryta – to grzech krzyczy i żąda poklasku. Są ludzie, którzy kochają tak, jak „Pan Bóg przykazał”; niewątpliwie są, ale nie szukają reklamy, a grzech niewierności, jak wszystkie grzechy, szuka usprawiedliwienia, żąda powszechnej akceptacji. Właściwie to sumienie ludzkie, nie do końca zafałszowane, usiłuje się usprawiedliwiać tłumacząc, że nie da się inaczej, że przecież wszyscy tak robią, że to postęp… Wierność została publicznie zepchnięta do lamusa – była kiedyś, ale to nie te czasy!

I rośnie pokolenie młodych, którzy nie wierzą w możliwość wierności, więc nawet nie usiłują jej zachować. „Będziemy razem, póki nam wygodnie” – mówią. Mnożą się związki pozamałżeńskie, z góry skazane na niewierność. Niewierność jest dowodem kryzysu miłości, bo ta prawdziwa miłość jest właśnie wierna. Wierność jest funkcją miłości – im głębsza miłość, tym większa wierność; a gdy brak wierności, miłość przestaje być miłością – i przeciwnie: wierność podbudowuje miłość i służy jej. Dziś ludzie nazywają miłością jakiekolwiek poruszenie serca czy wręcz tylko zmysłów, a to jeszcze nie jest miłość. Tylko prawdziwa miłość ma moc zachowania wierności.

O wierności trzeba mówić nie tylko w kontekście miłości małżeńskiej, bo odnosi się ona do wszystkich rodzajów miłości i do wszystkich wartości. Człowiek może zdradzać nie tylko współmałżonka, ale siebie samego i przyjaciela, i miłość do ludzi i do Ojczyzny – prawdziwa miłość wymaga wierności. Młodym trzeba mówić o honorze, o godności człowieka i o godności własnej, gdyż właśnie te wartości podbudowują wierność. Wierny Bogu i Ojczyźnie – takie hasła świat współczesny chciałby wrzucić do archiwum; a przecież bez wierności nie ma zaufania, a zaufanie jest tą siłą, która pozwala człowiekowi żyć.

  1. Zagrożenie dozgonności Wierność dotyczy bezpośrednio dozgonności, zaprzysiężonej w przyrzeczeniu małżeńskim: „Nie opuszczę cię aż do śmierci”. Na ile świadomie wypowiadają młodzi te słowa? Nikt nie może przewidzieć, co przyniesie życie; przysięga uprzedza wszelkie wyobrażenia, odnosi się do każdej sytuacji – po prostu niezależnie od tego, co się stanie, co nas spotka i co ty mi zrobisz, ja cię nie opuszczę. To znaczy także: „Ja nie przestanę cię kochać”, bo nie chodzi tylko o fizyczną obecność, ale o wierną, stałą miłość – taką, która nie zawodzi mimo trudności życia. A oni? Jakże łatwo się wzajemnie opuszczają, zostawiają nieszczęsne dzieci – sieroty społeczne, półsieroty. Świat roi się od samotnych matek, samotnych ojców i opuszczonych dzieci. Rodzina oznacza, że mają być razem, oboje: ojciec i matka – i oni oboje zabezpieczają los dzieci i swój własny. Każde opuszczenie jest klęską dla wszystkich. Młodzi powinni zdać sobie sprawę z tego, co znaczy to zdanie: „Nie opuszczę cię aż do śmierci”.

„Pojechał zarabiać”… Mit pieniądza, bożka naszych czasów, porywa ludzi. Gonią za nim – no i co? Mogłabym bez końca cytować prawdziwe informacje o tym, co się z nimi stało. Wyjechał, zarabiał, nawet wracał na koniec tygodnia, nawet dom wybudował, bo przecież po to jeździł – tylko, że ten dom stoi pusty, a ona z dziećmi u swojej matki. Pojechał zarobić na samochód. Owszem, potrzebny, więc kupił, tylko że… jeździ nim z inną. Pracował długo, przysyłał pieniądze, ale przestał -i przysłał wniosek o rozwód, a sąd z miejsca wydał wyrok dla niego pozytywny, bo udowodniono rozpad małżeństwa: trzy lata razem nie mieszkają, bo on pracuje na Zachodzie. I tyle, tyle podobnych historii. Więc tłumaczę tym młodym od razu, od początku, na kursie przedmałżeńskim: „Nie wyjeżdżaj po pieniądze, a jeśli już, to jedźcie razem, bo zdrowiej dla waszej miłości jeść razem suchy chleb, niż osobno ananasy”. Jednak mit bożka pieniądza działa i kusi, i jest wprost na usługach planu szatańskiego – przeciw wartościom. A ludzie nie zauważają, jak są podstępnie od siebie oddalani – i nie ma już mowy o byciu razem aż do śmierci.

Nie tylko pokusa złotego bożka jest przeciwko trwałości małżeństwa. Każdy trud, każda trudna sytuacja, która wymaga wysiłku, już zderza się z ludzkim egoizmem i wygodnictwem. Powstaje pokusa ucieczki od tego, co trudne, a trudny jest np. charakter mojej żony czy mego męża. Oczywiście trudny… Każdy jest niekiedy trudny, nie ma łatwych ludzi; łatwe są chwile, a trudne życie.

Wanda Półtawska, „Przed nami miłość”, Częstochowa 2001, s. 3-12.

źródło: templumchristi.pl

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor