O Alfim i chrzcie dzieci.
Inne z kategorii
Cały internet żył przez ostatnie kilka dni sprawą chłopca z Anglii poddanego nakazem tamtejszego sądu eutanazji.
Cały internet żył przez ostatnie kilka dni sprawą chłopca z Anglii poddanego nakazem tamtejszego sądu eutanazji. Stało się bardzo źle, że w majestacie prawa gwałci się prawo naturalne. Dobrze natomiast, że sprawa znalazła tak szeroki oddźwięk i tak wiele głosów protestu również w Polsce wywołała. Dobrze też, że u wielu osób spowodowało to mobilizację modlitewną i ta modlitwa trwa, obejmuje ona nie tylko Alfiego i jego rodziców, ale całą naszą cywilizację oraz tych, którzy są odpowiedzialni za tworzenie i stosowanie prawa.
Prawo bowiem jest prawdziwym prawem tylko wtedy – uczy św. Tomasz z Akwinu – gdy jest nakazem rozumu. W przeciwnym razie zaś, gdyby ktoś mający władzę wydawał akt prawny sprzeczny z rozumem, to nie jest on aktem prawa, ale gwałtu i tyranii. Rozum zaś w tej sprawie uczy nas, ze nie jesteśmy, my ludzie, panami życia i śmierci, bo „nie potrafimy nawet jednego włosa uczynić białym lub czarnym” (por. Mt 5,36).
Ale właśnie tu pycha ludzka zaczyna się panoszyć wydaje się bowiem człowiekowi, że skoro zyskał przy pomocy nauki i techniki w jakiejś mierze władzę nad takimi przypadłościami jak kolor włosów i rozumie przyczyny niektórych chorób, może też być panem życia i śmierci i decydować o niej.
Na tym błędzie polega – bardzo naiwna, wręcz żenująca, a jednak pojawiająca się – argumentacja tych, którzy dziś głoszą: zobaczcie, i tak umarł, więc lekarze mieli rację. Na tę butę szkoda naszego czasu, ale wróćmy do przerwanego wątku. Czy władza, którą człowiek przez znajomość praw przyrody uzyskuje nad ludzkim organizmem, upoważnia go do władania życiem i śmiercią?
Oczywiście nie upoważnia i nie upoważni nigdy, gdyż od początku świata, we wszystkich cywilizacjach i religiach, a także w głębi świadomości ogromnej większości zdrowych na umyśle ludzi, od zawsze obecne jest głębokie przekonanie, że życie ludzkie jest czymś więcej niż tylko życiem biologicznego organizmu. Dlatego człowiek posiada władzę nad całym światem stworzonym, w tym nad życiem i śmiercią roślin i zwierząt, przy czym władzy tej winien używać rozumnie. Nad życiem i śmiercią własną oraz drugiego człowieka władzy nie posiada i nigdy jej mieć nie będzie. Potrafi on bowiem życie odebrać, ale nie potrafi go przywrócić. Dlatego „nie zabijaj” jest nakazem rozumu, a nie tylko religii, religia katolicka zaś podkreśla Bożym autorytetem to co z rozumu wynika. I nie może być inaczej, skoro Jezus Chrystus, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia jest jednocześnie uosobieniem Bożej mądrości, odwiecznym Logosem i prawa rozumu, które poznaje człowiek, są jednocześnie prawami absolutnego Logosu.
Ale warto odnotować jeszcze inny wątek, który poruszony został gdzieś w internetowych dyskusjach. Chodziło o to, czy Alfie był ochrzczony i czy w związku z tym winniśmy się modlić za jego duszę, o jego zbawienie wieczne. Oczywiście odezwali się od razu różni wiedzący lepiej, że przecież – ich zdaniem – to nie ma żadnego znaczenia. Otóż ma to ogromne znaczenie i chciałbym na zakończenie nad tą sprawą się zatrzymać.
Dotykamy rzeczy, o której już pisaliśmy w innym kontekście na łamach Tygodnika Bydgoskiego. Zacznijmy jednak od początku. Jezus Chrystus, który przez śmierć na krzyżu wysłużył człowiekowi zbawienie, nie chce „uszczęśliwić nas na siłę”. Zbawienia dostępujemy przez wiarę. Ale (tu się mylił Luter) sama wiara nie wystarczy. Konieczne są uczynki, ale same dobre uczynki też nie wystarczą, człowiek bowiem po grzechu pierworodnym nie jest w stanie zasłużyć na oglądanie Boga własnymi siłami. Konieczna jest pomoc sakramentów Kościoła, a których pierwszym (w znaczeniu kolejności, a więc otwierającym) jest chrzest.
Pan Bóg dał człowiekowi w ten sposób możliwość decyzji, czy chce korzystać z Jego darów. Z decyzją wiąże się odpowiedzialność. Jest to również odpowiedzialność rodziców, za wieczny los ich dziecka. Godność człowieka jest wielka, ale jest też dramatyczna. Człowiek jak widać może zepsuć Boże plany i Boże powołanie i niejednokrotnie to czyni. Odpowiedzialność za takie karygodne zaniedbania z pewnością będzie ogromna. Ale można zadawać pytanie, i często się je zadaje, co się stanie z nieochrzczonym dzieckiem po śmierci? Pytanie to jest ważne, już niezależnie od sprawy Alfiego, który, jak się wydaje z internetowych informacji ochrzczony był.
Nie ma w teologii katolickiej odpowiedzi oczywistej i jednoznacznej na to pytanie. Nie cała rzeczywistość duchowa została nam objawiona. Co do jednego wszyscy teologowie są zgodni. Dziecko takie nie będzie cierpieć kar piekielnych, bo niczym osobiście nie zawiniło. Będzie w życiu przyszłym szczęśliwe. Spór dotyczy jednak tego, czy będzie dlań dostępna pełnia szczęścia wynikająca z możliwości oglądania Boga?
Jak uczy wielu świętych mistyków, w tym św. Tomasz z Akwinu, a także św. Teresa od Dzieciątka Jezus, nagroda dla zbawionych w niebie nie będzie dla wszystkich taka sama. Będzie ona zróżnicowana zależnie od tego jak kto współpracował z łaską Bożą. Ci jednak, którzy dostąpią nagrody mniejszej od innch nie będą z tego powodu odczuwać krzywdy. Św. Teresa tłumaczyła to przez analogię naczyń. Jak każde z naczyń jest pełne po brzegi, tak każdy zbawiony będzie szczęśliwy bez granic, lecz każdy według miary, którą sobie przygotował na ziemi.
Natomiast rodzice, którzy zaniedbali chrztu dzieci z pewnością poniosą odpowiedzialność za to, że ich dziecko nie uzyskało możliwości uzyskania większej chwały w niebie. Bóg traktuje człowieka bardzo poważnie. Nie sposób oczywiście przesądzić, czy odpowiedzialność taka zostanie poniesiona jeszcze tu na ziemi, czy w czyśćcu, czy – nie daj Boże – w piekle. Ale odpowiedzialność taka istnieje. Pokolenia naszych dziadków doskonale zadawały sobie z niej sprawę. Źle się dzieje, że dziś ona się zaciera.
Maksymilian Powęski
artykuł ukazał się 29.04.2018r na stronie Tygodnika Bydgoskiego