Felieton 22 May 2019 | Redaktor
Kryzys w Kościele i dlaczego dokument Benedykta XVI jest dla nas tak ważny. cz. 1.

Kryzys w Kościele Katolickim, w jego ludzkiej sferze jest tematem podejmowanym bynajmniej nie od publikacji ostatniego filmu Sekielskich. Ludzki wymiar Kościoła ma w sobie ludzkie słabości, bo tak naprawdę każdy człowiek jest słabym i kruchym naczyniem glinianym, co nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności za swoje czyny.

Niedawno ukazał się bardzo rzetelny dokument papieża Benedykta XVI, którego całą treść publikowaliśmy. Warto jednak wracać do niego w bardziej szczegółowym spojrzeniu, gdyż jest światłem rozumienia tego, co dzieje się dokładnie dziś w naszym otoczeniu, w całym społeczeństwie i ostatecznie w nas samych, a więc w Kościele, aby wiedza i możliwości rozumu pozwalały nam dokonywać dobrych wyborów dokładnie tam gdzie jesteśmy i dokładnie w czasie, w którym jesteśmy.

Tytułem wprowadzenia w słowa Benedykta XVI niech też będzie gorąco polecany najnowszy film Jarosława Mańki pt.: "Rewolucja totalnej wolności", którego video-zapowiedź możemy zobaczyć poniżej.

Benedykt XVI mówi w swoim tekście o tzw. 'Deklaracji kolońskiej', która obnażyła wewnętrzne i bardzo znaczące dla wszystkich wiernych ruchy teologiczne w Kościele Katolickim. Analizując okoliczności powstania i treść owej deklaracji Andreas LA UN OSFS pisze o niej:

"Sedno Deklaracji Kolońskiej

Punktem wyjścia Deklaracji są „różne wydarzenia” w Kościele, skupia się ona jednak na trzech grupach problemowych, które pragnęli zatroskani sygnatariusze poruszyć. Otóż chodzi - po pierwsze - o sposób postępowania Rzymu w przypadku nominacji biskupów, po drugie - o sposób traktowania przez władze rzymskie teologów i wreszcie - po trzecie - o zakres kompetencji Nauczycielskiego Urzędu Papieża. Język wypowiedzi krytycznych DK jest agresywny, a w niektórych fragmentach nawet obraźliwy. [Andreas LA UN OSFS, DEKLARACJA KOLOŃSKA TEOLOGÓW” - KONFLIKT MIĘDZY WIARĄ A TEOLOGIĄ?]

Aby może bardziej wyobrazić sobie intelektualny klimat wewnętrzny Kościoła, przytoczmy przy okazji fragment listu ks. Jerzego Szymika, który dwa lata temu ukazał się na łamach Gościa Niedzielnego pt.: "List do Karla Rahnera SJ", którego uznawano za bardzo wpływowy autorytet teologiczny XX wieku, który II sobór watykański.

"Ojcze: teraz, trzydzieści kilka lat po Twojej śmierci – po strzelaninie w paryskim klubie Bataclan, w epoce Aleppo, w czasie kiedy nasze dzieci mają w sekundę niczym nieograniczony dostęp do najobrzydliwszej pornografii i łatwy do narkotyku, u początku cyberwojen, w erze postprawdy – Twoje słowa o zaufaniu wnętrzu ludzkiego serca brzmią dwuznacznie. Oczywiście znacznie gorzej brzmi ironia jako obrona przed złem, cienki i lipny pancerz liberalnego intelektu. Ale może tzw. anonimowe chrześcijaństwo to jedynie mydlana bańka, zepsuta zabawka z dawno zezłomowanego placu zabaw lat sześćdziesiątych, już dość dalekich od SS Truppen, a jeszcze nie tak bliskich dziecięcych szwadronów śmierci. Choć, przyznajmy, Ojcze, kliniki aborcyjne właśnie wtedy pracowały najpełniejszą w dziejach parą, a ból tam mordowanych nie był mniejszy niż ofiar napalmu z wietnamskiej wioski My Lai.

Że przesadzam, bo chciałeś łagodną ekumenią podbić serca wszystkich, bez wyjątku? Ale może to ja mam rację w tym niełatwym dla nas obu liście? Może nie istnieje ratunek w nas, w naszym narcystycznym antropocentryzmie, mylącym bożka indywidualnej (do)wolności z Bogiem żywym? Ani w ateistach „zatroskanych brakiem wiary” (jest coś takiego w przyrodzie? To dobrze)? Ani w teologach zaklinających samego Chrystusa, który rzekomo „się nie obawia, że ktoś taki nie przyjdzie”? Na pewno Chrystus się tego nie obawia? Mało obaw wyartykułował Jezus na kartach Ewangelii? „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8). I czyż nie właśnie wiary żąda On od ludzi, do których został posłany? „Twoja wiara cię uzdrowiła”, nic innego.

Więc może nie wystarczy być „prawdziwym człowiekiem”, żeby uratować siebie i świat? Może jeszcze trzeba prawdziwie szukać prawdziwego Boga. I żebrać o łaskę wiary w Niego i Jemu, a nie łudzić wyjącego za Nim serca „nieskończoną głębią tajemnicy człowieka”.

Zdaje się, że Waszemu pokoleniu zdarzało się mylić Ducha Świętego z duchem czasu. Naszemu grozi to również, wiem, ale może najwyższa pora to przyznać, by nie powiększać szkód. Uczyliście nas bezgranicznej tolerancji i humanistycznej teologii, ale okazało się, że duch czasu nie jest najlepszym źródłem natchnień w sprawach Boskich i ludzkich." [ całość: [code]TU ]

Z treści wypowiedzi Benedykta XVI wynika jasno, jak trudnym pontyfikatem był pontyfikat Jana Pawła II. Gdy jeden z mieszkańców Watykanu nad ranem przyszedł do Jana Pawła II przed kolejną pielgrzymką obudzić papieża, ten wcale nie spał, ale modlił się leżąc krzyżem na ziemi. Zapytany o to, co się dzieje, papież z wyjątkowym przejęciem miał odpowiedzieć: "Gdybyś widział, co ja widziałem..."

Po tym wstępie, który mam nadzieję pozostawił Czytelnikom jeszcze więcej pytań w sprawie ludzkiego kryzysu w Kościele Katolickim, zachęcam do głębokiego wniknięcia w pierwszą część wypowiedzi Benedykta XVI:

"W pierwszej części moim celem jest krótkie przedstawienie szerszego kontekstu społecznego kwestii, bez którego nie można zrozumieć problemu. [...] W drugiej części zamierzam wskazać wpływ tej sytuacji na formację księży i ich życie. W końcu w trzeciej części chciałbym rozwinąć pewne perspektywy właściwej reakcji ze strony Kościoła."

CZĘŚĆ PIERWSZA

"Do Soboru Watykańskiego II katolicka teologia moralna była w głównej mierze ufundowana na prawie naturalnym, gdy Pismo Święte było jedynie przytaczane dla kontekstu czy uzasadnienia. W soborowych zmaganiach o nowe zrozumienie Objawienia, opcja prawa naturalnego została w głównej mierze porzucona, a domagano się teologii moralnej opartej całkowicie na Biblii."

Wciąż pamiętam, jak wydział jezuicki we Frankfurcie kształcił bardzo utalentowanego księdza (Bruno Schüllera) w celu opracowania moralności opartej całkowicie na Piśmie Świętym. Piękna rozprawa księdza Schüllera pokazuje pierwszy krok ku budowaniu moralności opartej na Piśmie Świętym. Ksiądz Schüller został potem wysłany do Ameryki na dalsze studia i powrócił zdając sobie sprawę, że nie można wyrazić systematycznie moralności na podstawie tylko Biblii.

Usiłował potem stworzyć bardziej pragmatyczną teologię moralną, nie potrafiąc dostarczyć odpowiedzi na kryzys moralności.   Ostatecznie główna hipoteza, że moralność ma być określana wyłącznie celami ludzkich działań, zwyciężyła.

Choć stare powiedzenie, że „cel określa środki” nie zostało potwierdzone w tej surowej formie, to jego sposób myślenia stał się ostateczny. W konsekwencji nie mogło już być niczego, co stanowiłoby absolutne dobro, tak jak niczego, co byłoby fundamentalnie złe; [mogły być] jedynie relatywne oceny wartości. Nie było już [absolutnego] dobra, jedynie to, co względnie lepsze, zależne od chwili i okoliczności.

Kryzys uzasadnienia i przedstawienia moralności katolickiej osiągnął dramatyczne proporcje w latach 80-tych i 90-tych. 5 stycznia 1989 roku opublikowano „Deklarację kolońską”, podpisaną przez 15 profesorów teologii. Skupiała się ona na różnych punktach kryzysowych w relacjach między biskupim magisterium a zadaniem teologii.

[Reakcje na ten tekst], które z początku nie wykraczały poza zwykły poziom protestów, bardzo szybko zamieniły się w krzyk przeciwko Magisterium Kościoła i osiągnęły, w sposób wyraźny i widoczny, potencjał globalnego protestu przeciwko spodziewanym tekstom doktrynalnym Jana Pawła II

(por. D Mieth, Kölner Erklärung, LThK, VI3, s. 196) [LTHK to Lexikon für Theologie und Kirche, niemieckojęzyczny „Leksykon teologii i Kościoła”, którego redaktorami byli m.in. Karl Rahner i kardynał Walter Kasper].

Papież Jan Paweł II, który bardzo dobrze znał sytuację teologii moralnej i uważnie ją śledził, zlecił pracę nad encykliką, która uporządkowałaby te sprawy na nowo. Została ona opublikowana pod tytułem Veritatis splendor 6 sierpnia 1993 roku i wywołała gwałtowny sprzeciw części teologów moralnych. Wcześniej „Katechizm Kościoła Katolickiego” już przedstawiał przekonująco, w sposób systematyczny, moralność głoszoną przez Kościół.  

Nigdy nie zapomnę tego, jak wówczas wiodący niemiecki teolog moralny, Franz Böckle, wróciwszy do swej rodzimej Szwajcarii po przejściu na emeryturę, ogłosił – mając na uwadze możliwe decyzje encykliki Veritatis splendor – że jeśli encyklika określi, iż istnieją działania, które zawsze i we wszystkich okolicznościach należy zaklasyfikować jako złe, zakwestionuje ją używając wszystkich dostępnych mu zasobów.   Miłosierny Bóg zapobiegł w realizacji jego postanowienia; Böckle zmarł 8 lipca 1991 roku. Encyklika została opublikowana 6 sierpnia 1993 roku i w istocie zawierała określenie, że istnieją działania, które nigdy nie mogą stać się dobre.

Papież był w pełni świadom znaczenia tej decyzji w tamtej chwili i ponownie konsultował tę część tekstu z wiodącymi specjalistami, którzy nie brali udziału w redagowaniu encykliki. Wiedział, że nie może zostawić żadnych wątpliwości co do faktu, że rachunek moralny związany z wyważeniem dóbr musi uwzględniać ostateczną granicę. Istnieją dobra, które nigdy nie są przedmiotem kompromisu.  

Istnieją wartości, których nigdy nie wolno porzucać dla większej wartości, a nawet stoją wyżej niż zachowanie życia cielesnego. Istnieje męczeństwo. Wiara w Boga dotyczy czegoś więcej niż tylko zwykłego fizycznego przetrwania. Życie, które zostałoby kupione za cenę zaparcia się Boga, życie, które opierałoby się na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem.   Męczeństwo jest podstawową kategorią chrześcijańskiej egzystencji.

Fakt, że męczeństwo już nie jest moralnie konieczne według teorii promowanej przez Böckle’a i wielu innych, pokazuje, że zagrożona jest tutaj sama istota chrześcijaństwa.   W teologii moralnej jednakże w międzyczasie stała się pilna kolejna kwestia: otóż powszechną akceptację zyskiwała hipoteza, że Magisterium Kościoła powinno mieć ostateczną kompetencję („nieomylność”) jedynie w kwestiach dotyczących samej wiary; (zgodnie z tym poglądem) kwestie dotyczące moralności powinny nie podpadać pod zakres nieomylnych decyzji Magisterium Kościoła. Jest prawdopodobnie w tej hipotezie coś słusznego, co uzasadnia dalszą dyskusję.

Ale istnieje minimalny zestaw zasad moralnych, który jest nierozerwalnie powiązany z fundamentalną zasadą wiary i który musi być broniony, jeśli wiara nie ma być sprowadzona do teorii, ale uznana w swoich roszczeniach do konkretnego życia.   Wszystko to ukazuje, jak zasadniczo kwestionuje się autorytet Kościoła w kwestiach moralności. Ci, którzy odmawiają Kościołowi ostatecznej kompetencji nauczycielskiej w tej dziedzinie, zmuszają go do milczenia właśnie tam, gdzie granica pomiędzy prawdą a kłamstwem jest zagrożona.   Niezależnie do tej kwestii, w wielu kręgach teologii moralnej wykładano hipotezę, że Kościół nie ma i nie może mieć swojej własnej moralności.

Argumentowano to tym, że wszystkie hipotezy moralne będą także istnieć paralelnie w innych religiach, a zatem chrześcijańska cecha moralności nie może istnieć. Jednak kwestia wyjątkowej natury moralności biblijnej nie znajduje odpowiedzi w fakcie, że dla każdego jednego zdania można także znaleźć paralelę w innych religiach. Raczej to cała moralność biblijna jest jako taka nowa i różna od swoich pojedynczych części.   Moralna doktryna Pisma Świętego ma swoją wyjątkowość ostatecznie stwierdzoną w swoim wiernym trwaniu przy obrazie Boga, w wierze w jednego Boga, który ukazał się w Jezusie Chrystusie i który żył jako człowiek.

Dekalog jest zastosowaniem biblijnej wiary w Boga do ludzkiego życia. Obraz Boga i moralności stanowią całość i stąd ich wynikiem jest konkretna zmiana chrześcijańskiej postawy wobec świata i ludzkiego życia. Ponadto chrześcijaństwo było opisywane od początku słowem hodós [greckim słowem na oznaczenie drogi, często stosowanym w Nowym Testamencie w rozumieniu ścieżki rozwoju].   Wiara jest podróżą i drogą życia. W starym Kościele katechumenat został stworzony jako środowisko przeciwko coraz bardziej zdemoralizowanej kulturze, w której charakterystyczne i świeże aspekty chrześcijańskiej drogi życia były praktykowane i jednocześnie chronione przed powszechną drogą życia. Sądzę, że nawet dzisiaj coś takiego jak wspólnoty katechumenalne są koniecznością, aby życie chrześcijańskie mogło ukazać się na swój sposób."

Benedykt XVI

koniec cz. 1.

cdn...

JC

źródło: KEP, Gość Niedzielny, PCH24,

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor