Felieton 3 Dec 2015 | Redaktor
Jak dobrze mieć swój ogródek

Jak dobrze mieć swój ogródek. Sadzić w nim swoje rośliny tak te pożyteczne dla zdrowia jak i te pożyteczne dla oka, które czynią nas potem odrobinę szczęśliwszymi i bardziej zadowolonymi z życia.

Mikołaj Rej pisał: „Azaż sobie nie mają onych nadobnych przechadzek po sadkoch, po ogródkoch swoich? Już oboje grzebą, ochędażają, oprawują, szczepią, ziołeczka sadzą; ano wszytko sporo, ano się wszytkiego z wielką ochotą i doźrzeć, i o wszytko starać się chce.”

Od lat setek wiadomym jest, że własny ogródek dobrze jest mieć, bo nawet liczne światowe przygody, jakich doświadczył Kandyd, ostatecznie kończą się tak, że człek marzy o chwili wytchnienia w tym, co swoje, własnym wysiłkiem stworzone.

Są też i ludzie, którzy na większe ogródki się porywają, którzy chcą dbać o areały całe, z których obfitości wszyscy by korzystać mogli. No i pracują. Sadzą. Plewią. Sprawdzają, na jakim gruncie się znaleźli, gdzie jakie pestycydy wysypać, co najpierw posadzić, a co najpierw wyplenić. Ponieważ znaleźli się na terenie zaniedbanym, który przede wszystkim miał wysokie i bardzo wytworne żywopłoty, roboty mają co niemiara. Ustalić muszą, kto się którą częścią zajmie, jakich potrzeba specjalistów, by obfite potem plony zbierać. Roboty huk. Oczekiwania odbiorców niemałe. Brakuje nasion, a w workach, w których miały być nawozy, zostały jakieś odpady po ośmiorniczkach i policzkach woła. Nic to jednak. Warto się trochę sprężyć, wszak ziemia polska niejeden plon obfity wydała i w niejednej biedzie nas wykarmiła.

I wszystko byłoby pięknie gdyby nie wrony. Ich krakanie i rwetes czarnych skrzydeł czynią zamęt straszliwy. Nie kwapią się one, by za żywopłot zajrzeć, by porozmawiać z pracowitymi ogrodnikami. O nie. One od małych wróbelków równie złośliwych co mało spostrzegawczych, zbierają informacje i… krzyczą. „Marchew nieposadzona!”, „pomidory niepodwiązane!”, „Drzewka owocowe nie opryskane!”, „Ziemia pod ogórki źle przekopana!”. To nic, że marchew schowana za pietruszką, że pomidory nie są na etapie podwiązywania, że ziemia pod ogórkami przekopana wcześniej, że właśnie wstał jeden z ogrodników, by spryskać wiśnie. To nieważne. W eter poleciała wiadomość, że ogrodnicy są niekompetentni. Na dodatek są nieodpowiedni ubrani, na pewno mają złe wykształcenie i są za młodzi albo za starzy. A najlepiej jedno i drugie. Wrony dziobów na krytykę nie żałują.

Nie chcą wiedzieć, że na teren ogrodu można wejść i sfotografować, co już zrobione, zapoznać się z planami rozbudowy ogrodu, a przede wszystkim z ogrodnikami. Wrony zdaje się nie mają na to ochoty. Co więcej, boją się spotkać jednego z ważniejszych ogrodników, który od początku zajęcia swojego stanowiska pracuje bardzo dużo, o czym wiedzą tylko ci, którzy chcą wiedzieć. Bo o nim wrony nawet nie kraczą. Na szczęście do ogrodu wchodzą inne ptaki, by do rzeczy i nie owijając w sieci, niezależnie zdać relację, co się tam dzieje. I tych skowronków należy słuchać. A na krakanie wron zatykać uszy.

Beata Wróblewska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor