Felieton 2 Aug 2018 | Redaktor
Fenomen bydgoskiej Światłowni – miejsce jasnego spotkania

Wielu bydgoszczan już dobrze kojarzy to miejsce. Jakie jest? Kto był ten widział, ale wielu było i... nie widziało, bo nie widzą, ale nie muszą, żeby się tam wspaniale czuć.

Pośród niewidzących, takich jak założyciel Światłowni Grzegorz Dudziński można zobaczyć więcej. Ogarniać świat słowa i dźwięku, który jest nieobojętny zawsze w tym miejscu i zawsze poprzeplatany śmiechem i szczerą radością ludzi, to jest absolutnie bezcenne. Tam nie ma forsowania poglądów, dlatego spotkania nazywam jasnymi.

Samo miejsce jest proste i skromne. Scena, po której płynie wiatr z cichego wiatraka, nagłośnienie spokojne, tak żeby forma nie zacierała treści płynących z estetyki scenicznej i szeroko otwartość na różne style, to wszystko współgra.

Jest sporo miejsca dla publiczności, która nie tylko słucha, ale wielokrotnie bierze czynny udział w proponowanych tam repertuarach. Bo tam się czuje, że jest się razem. Nie ma gwiazdorzenia, jest spotkanie człowieka z człowiekiem.

Pewnego dnia wchodziłam na koncert, który miałam zagrać z ogromną radością w tym miejscu i już w drzwiach zobaczyłam serdeczny uśmiech akustyka, którego nigdy wcześniej nie znałam. I jeszcze w drzwiach usłyszałam pierwsze pytanie wypowiedziane z serdecznością:

„Cześć. Czego ci potrzeba?”

Oczywiście to była troska o ustawienia dźwięku, a tam po prostu czuje się człowiek zaopiekowany. Odparłam żartobliwie:

„Powiedziałbym ci, ale masz tylko jedną kartkę, to się nie zmieści.”

No i tak właśnie rozmawia się w Światłowni. Żart goni żart, metafora metaforę.

Obok sali koncertowej jest pizzeria. Zawsze pysznie, prosto i z serca. Jak ta dziewczyna się wyrabia ze swoimi daniami, to nie wiem, ale czujesz się znów jak u mamy. Pizza biegnie na stół i… wcale się jej nie je samemu, a jest wielka. Od razu padają pytania:

„Chcesz kawałek? A ty?”

Ważna jest też w tym miejscu Edyta. Troskliwa, dbająca o wszystkich i … jak tylko ma chwilkę oderwać się od czuwania nad przestrzenią, biegnie słuchać i zachwycać się tym co płynie ze sceny.

Pani Ilona i Agnieszka, które stoją za barem, nie są typowymi pracownicami, ale sercem gościnności. Po prostu podchodzisz do baru, zamawiasz herbatę i już czujesz się jak u swoich, zaczyna się pogawędka i herbata smakuje dokładnie jak ta, którą parzy nam ktoś z rodziny.

Koncerty się nie kończą tylko bisami, ludzie z publiczności przy pizzy chwytają często za instrumenty i dalej jest ten niezwykły wspólny czas. Są też dni, w których nie ma koncertów, tylko ludzie spotykają się przy grach planszowych, albo przy wspólnym muzykowaniu.

Nie mamy możliwości rozpalenia ogniska w mieście i sobie przy nim śpiewania, ale ogień który płonie od ludzi w Światłowni jest i tak gorętszy. Są ludzie starsi, ale są i młodzi, a wszyscy uczuciowi, wrażliwi. Tu się nie gada o byle czym, ale też nie trzeba się silić na jakiś napompowany intelektualizm. Można być oczytanym, erudytą, albo wcale takim nie być. Tu po prostu się rozmawia i dobrze można się pośmiać, z tego co proste, piękne i… właśnie: prawdziwe.

Jako muzykujący dziennikarz bywałam w wielu miejscach tego typu w Polsce. Mam porównanie i choć nie ma co ustawiać rankingów, wszak wszędzie spotyka się po prostu ludzi, a każdy człowiek czuje, to uważam iż Światłownia jest wyjątkowa. Bardzo skromna i w prostocie niezwykle piękna. Przyciągająca tych, co są autentyczni.

Nie bez powodu gdy się spojrzy na listę osób koncertujących tam, jest ona zawsze zapełniona na pół roku do przodu! A tam się nie zarabia na koncertach. Ludzie pojawiający się w Światłowni to prawdziwe talenty. Wielokrotnie nieznane. My - bydgoszczanie mamy tu skarby! I to co piątek. Nie gubmy tego!

Wielokrotnie pieniądz rządzi scenami. Kto? Gdzie? Za ile? Ale nie tu. Bo w Światłowni się gra, bo się tego pragnie. A publiczność to czuje i artyści czują bicie serc słuchaczy. Jest relacja między artystą a słuchającymi, bliska, nie ma bierności, a ta przestrzeń nie znosi sztuczności. To właśnie jest fenomenalne. I jak się okazuje bez pieniędzy – możliwe. A świat komercji niech sobie biegnie, a naszą Światłownię – bo ona jest po prostu nasza – niech omija szerokim łukiem.

Grzogorzu - gratuluje Ci tego Twojego dziecka! I dziękuje za Światłownię!

Kasia Chrzan

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor