Felieton 26 Aug 2019 | Redaktor
Dlatego, że cię kocham, nie pójdę z tobą do łóżka

Od jakiegoś czasu obserwuje się coraz większą aktywność seksualną poza małżeństwem czyli tak zwaną „wolną miłość” i coraz więcej ludzi mówi, że nie ma w tym nic złego. Ta „rewolucja” jest w dużym stopniu tworem środków masowego przekazu. Łatwo pozwalamy się im prowadzić, bo wydaje się nam, że czerpiemy poczucie bezpieczeństwa z robienia tego, co inni. „Jeśli tylu mówi, że można tak robić, to nie jest to z pewnością takie całkiem złe”- brzmi dość powszechne założenie.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nasze osobiste stanowisko w kwestiach etyki seksualnej, determinuje w dużym stopniu stanowisko otaczającego nas środowiska. Tak więc swoją też postawą możemy tworzyć tę „rewolucję obyczajową” albo przeciwdziałać jej.

Lista ofiar tzw. „wolnej miłości” jest długa. To są ludzie, cierpiący na wszelkiego rodzaju choroby przenoszone drogą płciową, w tym AIDS, dzieci wykorzystywane seksualnie, zdradzane żony i mężowie, kobiety gwałcone, oszukiwane, wciągane w prostytucję i pornografię, dzieci i dorośli cierpiący przez rozwody, matki i ojcowie samotnie wychowujący dzieci, itd.

We wszystkich rewolucjach płaci się zwykle ludzkim życiem. Nasuwa się więc pytanie - kto umiera za „seksualne wyzwolenie” współczesnego człowieka? Okazuje się, że aż około 60 milionów dzieci na całym świecie zabija się każdego roku przez tzw. „przerywanie ciąży”, a ile osób umiera na przykład z powodu AIDS?

Czystość przedmałżeńska i wierność małżeńska są 100% pewnym sposobem zapobiegania AIDS. Sami ideolodzy „rewolucji obyczajowej” mają jednak inny pogląd na ten temat. Czystość i wierność nie mieszczą się w ich systemie wartości, a wręcz zachęcają, by człowiek ulegał własnym namiętnościom, i reagował na każdy seksualny impuls. W konsekwencji głosi się, że trzeba dać ludziom jakieś „zabezpieczenie”, aby nie zarazili się śmiertelnym wirusem HIV, więc trzeba propagować tzw. „bezpieczny seks” stosując prezerwatywy (które zresztą nie zabezpieczają przed zarażeniem, a jedynie zmniejszają ryzyko).

Trzeba było śmierci milionów osób, żeby niektórzy propagatorzy „wolnej miłości” zaczęli dostrzegać skutki swojej działalności. Przed rokiem 1960 znano tylko dwie choroby przenoszone przez kontakt płciowy. Dzisiaj tych chorób jest ponad 30, a w tym AIDS jest chorobą śmiertelną. Ile jeszcze musi umrzeć młodych ludzi, ile zachorować, żeby ideolodzy „wolnej miłości” zaczęli cokolwiek rozumieć?

Z czysto medycznego punktu widzenia wiemy, że nastolatki są fizjologicznie niedojrzałe do aktywności seksualnej. Ich obrona immunologiczna nie jest jeszcze w pełni rozwinięta. Odważni seksuolodzy biją na alarm. Infekcje narządów płciowych rozprzestrzeniają się epidemicznie wśród nastolatków, często bezobjawowo. Skutki tego są różne: od niepłodności i rozmaitych patologii ciąży, do nowotworów i śmierci...

Odpowiedzialna za ten stan rzeczy jest propaganda luzu moralnego, popierająca aktywność seksualną nastolatków. Mówi się tylko o rozmaitych technikach seksualnych i antykoncepcji, natomiast nie wspomina się o skutkach ubocznych przedwczesnego seksu, które mogą potem rzutować na całe życie.

Idea „wolnej miłości” zatacza coraz szersze kręgi. Jeżeli zgodzimy się na nią, musimy także być świadomi udziału w odpowiedzialności za wszystkie jej konsekwencje. Każdy kto pomaga tworzyć trend „życia na luzie”, wzmacnia sytuację, która później negatywnie wpływa na życie ludzi. Bo nikt nie jest „samotną wyspą”. Wszystko cokolwiek ludzie czynią, wpływa na innych. I kiedy dany sposób zachowania staje się w jakiejś mierze powszechny, wtedy oparcie się wpływom staje się trudne jak „płynięcie pod prąd”. Zdarza się już nawet, że młodzi ludzie wstydzą się przyznać, że nie mają żadnych doświadczeń seksualnych. Innymi słowy wstydzą się tego, że żyją dobrze.

Odrzucenie przykazań i prawa moralnego w dziedzinie płciowości, traktowanie rozkoszy seksualnej jako największej wartości prowadzi do braku odpowiedzialności i daleko idącego egoizmu. Tak jak każda dobra rzecz, również seks, jeśli nie jest podporządkowany prawu miłości – zamiast przyczyniać się do dojrzewania w miłości – wprowadza w niewolę egoizmu i zwraca się przeciwko człowiekowi. Łamanie praw natury, pogarda dla zasad moralnych prowadzi w konsekwencji do samozniszczenia.

Owoce rozwiązłości seksualnej są przerażające: AIDS i inne choroby przenoszone drogą płciową, choroby nowotworowe, gwałty, zboczenia seksualne oraz - w majestacie prawa- masowe mordowanie nienarodzonych.

To, co najbardziej intymne i święte w człowieku, a więc ciało, miłość i życie, poddawane jest niszczeniu. Przerażające skutki „ wolnej miłości” w krajach Zachodu skłoniły wielu do nawoływania o opamiętanie się. Tysiące młodych ludzi odkrywa istnienie Kościoła jako jedynej wysepki życia, wolności i miłości na ogromnej pustyni cywilizacji śmierci nastawionej na konsumpcję i użycie. Odnaleźli w Kościele antytezę ogłupiającej ideologii życia bez Boga. Ideologia ta wykrzywia osobowość człowieka, podczas gdy w Kościele jednostka osiąga pełnię rozwoju.

To jest prawdziwy cud, że tak wielu młodych ludzi w obliczu wszechobecnego zła nie chce, aby nimi manipulowano. Dlatego powstał Ruch Czystych Serc jednoczący młodzież, która zobowiązuje się do powstrzymywania od współżycia seksualnego aż do małżeństwa. Szukają piękna, miłości i prawdy. Chcą kochać czystą miłością, bronić dziewiczości serca i jasności oczu, protestują przeciwko wszelkiemu nieporządkowi w miłości i życiu. Ci młodzi ludzie wiedzą, że seksualność nie jest dla zabawy, lecz do życia w odpowiedzialnej miłości i służbie życiu. Dlatego seks może wyrażać miłość i dawać szczęście tylko w małżeństwie. Żeby tak się mogło stać, podejmują się życia w czystości i samokontroli. Tylko takie życie daje prawdziwą radość i wolność.

Trzeba odwagi, aby dzisiaj powiedzieć:

„Dlatego, że cię kocham, przed ślubem nie pójdę z tobą do łóżka”.

Krystyna Jedynak

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor