Asekuracja wobec ryzyka miłości - pomysł na życie, hę?
Inne z kategorii
Medytacje ewangeliczne z dnia 12 listopada 2019 r., Wtorek
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: "Pójdź i siądź do stołu"? Czy nie powie mu raczej: "Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił"? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,7-10)
...
Zły podpowiada nam, abyśmy samych siebie nie kochali, abyśmy brnęli w fałszywym poniżeniu siebie, żebyśmy o sobie myśleli, że jesteśmy źli w swej istocie.
A gdy już zmęczy nas aż do naszych granic wytrzymałości tymi pokusami rozpaczy (a zranienia, których doświadczyliśmy nie są tu obojętne), jeśli my sami w to uwierzymy, wtedy szukamy remedium na to chorobliwe autodestrukcyjne odczucie, które zostało w nas zasiane, za naszym własnym przyzwoleniem.
Owszem, bywa, że postępujemy źle, ale nie dlatego, że Bóg nas stworzył złymi. Ulegamy temu co złe, na sposób wysublimowany i nadzwyczajny, bo jesteśmy kuszeni do złego i bywa, że wpadamy w pułapkę. Ale nie bezwiednie, może... częściowo nieświadomie? Może... może... może... (To sprawa do osobistego rozważania oczywiście)
Droga do błędu, do krzywdzenia kogoś lub siebie jest pokrętna, taka jak intencja szatana.
Pseudo-remedium na takie fałszywe niezadowolenie z siebie (nie mylić z prawdziwym, zdrowym żalem za popełniony zły czyn!) znajduje się bardzo szybko od samego szatana, który powoli i chytrze prowadzi nas do bałwochwalstwa. Do zorganizowania sobie egoizmu - czyli dóbr i korzyści dla siebie i do zbudowania w sobie wiary w ubóstwienie siebie samego, wciąż bez akceptacji siebie jako słabego. To pycha. Opieranie własnego poczucia godności na tym, że coś się umie, że coś się posiada, że wielu nas lubi albo wręcz uwielbia bo się czym wykazujemy etc...
Niestety w dalszym etapie bywa, że wchodzimy w kolejne fałszywe pomysły na nasze życie, a takim pomysłem może być asekuracja wobec podjęcia ryzyka relacji miłości. I to w różnych jej odmianach: przyjaźni, małżeńskiej, rodzicielskiej...
Bóg niczego złego nie stworzył. My nie jesteśmy źli, ale słabi. Te słabości są nam potrzebne. Oczywiście nie po to by w nich trwać i ze słabości znów czynić sobie bożka.
Gdybyśmy nie doświadczali słabości, a jednocześnie dalibyśmy się skusić szatanowi na arcydestrukcyjny dla nas pomysł, że sami dla siebie jesteśmy bogami, to nie weszlibyśmy w relację ani z Bogiem, ani z żadnym człowiekiem. Złemu chodzi o to, abyśmy byli wszyscy pooddzielani od siebie. Brak miłości po prostu zabija. A zły chce zniszczyć człowieka i nie ma innego powodu jego działania, jak nas zabijać. Chociażby zorganizowaniem nam totalnej samotności.
Ale przychodzi Jezus Chrystus, Bóg w Osobie Syna i cóż robi? Myje nogi uczniom. Uzdrawia. Leczy choroby i słabości. Uwalnia nas od zniewoleń złego ducha. Pokazuje nam prawdę o nas. Przede wszystkim pokazuje jak nieskończenie jesteśmy pokochani przez Trójjedynego Boga. On po prostu służy!
Jezus Chrystus swój czas na ziemi oddał Bogu Ojcu i nam. Całkowicie. Czas swego ziemskiego życia i w końcu samo życie (sic!). On po prostu służył. I On to robi nieprzerwanie, cały czas.
Patrząc na sposób ziemski, zniekształcony egoizmem: to jest skandal, że Stwórca służy stworzeniu, ale tak właśnie jest.
Bóg swoją nieskończoną miłością wytrąca dokładnie wszystkie środki w działaniu szatana. Tylko co my z tym robimy? Brniemy dalej, czy budzimy się i...
Pytanie jest podstawowe: Czy chcemy to zauważać?
Gdy człowiek w końcu chce zobaczyć miłość Boga, to od razu widzi i doznaje szoku. Odzyskuje też widzenie prawdy o sobie - widzi swoją godność stworzenia. Widzi że nie ma innej prawdy o człowieku, jak tylko ta jedna, że jest się po prostu ukochanym dzieckiem Boga Żywego, który... służy.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu
Ave Maryja
Kasia Chrzan