Kapłan niezwykłej gorliwości [WSPOMNIENIE]
Są tacy ludzie, o których wspomnienie pisać jest bardzo trudno, właśnie dlatego, że „zbyt dobrze” ich znaliśmy. Zmarły dziś ś. p. ksiądz prałat Ryszard Kiełczewski był właśnie taką osobą.
Inne z kategorii
Św. Franciszek Ksawery, prezbiter - patron dnia (3 grudnia)
Bł. Karol de Foucauld, prezbiter - patron dnia (02 grudnia)
A jednocześnie mam głębokie przekonanie, że mam obowiązek przekazać świadectwo o tym kapłanie, który był jednym z ważniejszych ogniw w długim szeregu osób kształtujących moją wiarę katolicką.
Spotkałem go w roku 1978. Byłem wtedy ministrantem w parafii św. Trójcy w Bydgoszczy, ks. Ryszard został tam wikariuszem. Nasze pierwsze spotkania nie były wcale przyjemne. Miałem 13 lat i wielką młodzieńczą arogancję, towarzyszącą temu wiekowi. Księdzu Kiełczewskiemu przyszło nieraz temperować mój charakter. Jedno z pierwszych naszych spotkań, a może nawet pierwsze, związane było z reprymendą za spóźnienie się na Mszę świętą, na której służyłem. Ksiądz Ryszard mówił cicho, nie podnosząc głosu, ale stanowczo, w sprawach zasadniczych nie znosił sprzeciwu.
Był raczej trudny w rozmowie. Jego poczucie humoru było nieco sztuczne i właściwie nieśmieszne. Wymagał wiele. Wprowadził grafik służenia podczas Mszy świętych niedzielnych i tygodniowych, z którego przestrzegania rygorystycznie rozliczał. Każdy ministrant miał służyć na jednej Mszy świętej niedzielnej i dwóch w ciągu tygodnia.
Kiedy odprawiał Mszę świętą, był zawsze skupiony i cały oddany Bożej służbie. W sposób bezwzględny wierny był liturgicznemu tekstowi zapisanemu w Mszale i liturgicznym rubrykom. Często wybierał Kanon Rzymski. Ręce miał zawsze złożone w sposób perfekcyjny. Na imię Jezusa, Maryi i patrona dnia zawsze pochylał głowę i tego uczył służbę liturgiczną.
Wymagał też obecności na zbiórkach ministrantów. Zbiórki te były systematyczną formacją liturgiczną i religijną. Uczył nas nawet sposobu chodzenia, czy stania przy ołtarzu. Ministrant nie może się włóczyć po prezbiterium jak mucha w smole. Ma stać wyprostowany, ze złożonymi rękami, a jeśli przechodzi z miejsca na miejsce, to powinien uczynić to sprężystym, nieśpiesznym, podobnym do wojskowego krokiem. Cały czas trzymając ręce złożone. Patrzeć należy w jeden punkt — na ołtarz, tabernakulum czy krucyfiks. Nie wolno się rozglądać. Przyklękając plecy należy mieć wyprostowane, ręce złożone. Tego liturgicznego savoir vivre’u uczyliśmy się nie tylko teoretycznie, nie tylko słownie. Ćwiczyliśmy to na tych zbiórkach.
Podobnym ćwiczeniom podlegało czytanie lekcji. Kto na zbiórce nie był i nie przećwiczył wspólnie akcentów, przecinków, wymowy, intonacji, ten czytać nie mógł.
Ksiądz Ryszard Kiełczewski nie był z tych, którzy „mają podejście” do młodzieży. Nie grał z nami w piłkę, nie wygłupiał się, bo chyba nawet nie potrafił. Ale owszem, ogranizował liczne wyjazdy, czy to na Jasną Górę czy to do bliższych sanktuariów, takich jak Markowice lub Górka Klasztorna.
Za jego czasów liczba chłopców pełniących służbę liturgiczną w parafii św. Trójcy systematycznie wzrastała. Doszło do tego, że w czasie większych uroczystości, jak pasterka czy liturgia Wielkiego Tygodnia, nie mieściliśmy się wzdłuż stopnia oddzielającego prezbiterium od nawy. A kto zna ten kościół ten wie, że stopień ten jest bardzo długi…
Można więc zadać pytanie, co było siłą przyciągającą tego człowieka, który nie posiadał ani daru wspaniałej wymowy, ani częstego życzliwego uśmiechu, chodził z miną częściej zasępioną niż pogodną, z charakterem rygorysty i nieco kanciastym, wymuszonym poczuciem humoru?
Tą siłą przyciągania, którą posiadał, była ogromna szczera wiara i miłość do Boga i Kościoła. Każdy kto na niego spojrzał, gdy odprawiał on Mszę przy ołtarzu, czy nawet gdy spowiadał w konfesjonale, nie mógł mieć żadnych wątpliwości. Każdy nerw jego twarzy, każdy zmysł jego ciała, każdy niemal gest codziennego życia był zaangażowany w służbę Bożą.
I to wystarczyło, by wiara ta przyniosła wspaniałe owoce.
Tą samą wiarą przyciągał studentów do duszpasterstwa akademickiego, które prowadził. Wierny również nauczaniu Kościoła, uczył tej wierności swoich słuchaczy.
Odpoczywaj w pokoju! „Niech cię przygarnie Chrystus uwielbiony, On wezwał ciebie do królestwa światła. Niech na spotkanie w progach Ojca domu, po ciebie wyjdzie litościwa Matka”!
Michał Jędryka
Ksiądz Ryszard Kiełczewski urodził się 24 marca 1941 roku w Łopiennie. W latach 1959-1965 był alumnem Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Święcenia diakonatu przyjął 19 kwietnia 1964 roku w katedrze gnieźnieńskiej z rąk biskupa Lucjana Bernackiego, a kapłańskie 5 czerwca 1965 roku z rąk Prymasa Tysiąclecia – Stefana kard. Wyszyńskiego.
Jako wikariusz pracował we wspólnotach w: Mogilnie, Gnieźnie (fara) i Bydgoszczy (Wniebowzięcia NMP, Świętej Trójcy)). W latach 1985-1986 był proboszczem parafii NMP Królowej Polski w Brzozie-Przyłękach, a w latach 1986-2011 św. Wojciecha w Bydgoszczy. Ostatnie lata spędził w Archidiecezjalnym Domu Księży Seniorów w Gnieźnie.
Od 24 lutego 1994 roku był Kapelanem Jego Świątobliwości. Studiował teologię pastoralną i liturgikę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim św. Jana Pawła II, uzyskując tytuł doktora. Był wykładowcą liturgiki w seminarium Zgromadzeniu Ducha Świętego w Bydgoszczy oraz u księży pallotynów. Pełnił urząd dziekana oraz służył w Archidiecezjalnej Komisji Liturgicznej.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w sobotę, 7 września, o godz. 11.00 w Łopiennie
Za diecezja.bydgoszcz.pl