Wcale nie na końcu dziejów
Inne z kategorii
Z Ewangelii na każdy dzień - 14 października
Z Ewangelii na każdy dzień - 13 października
Najnowsza powieść francuskiego ekscentrycznego i chyba bardzo profetycznego pisarza Michela
Huellebecq’a zatytułowana „Uległość” wciąż zdaje się mnie nękać swą treścią i wymową. Cenię tego pisarza za umiejętność prowadzenia fabuły w taki sposób, że nie epatując agresją, naturalizmem i turpizmem, wykorzystuje wszystkie te chwyty do przekazania treści.
Więc najpierw agresja… Tej w uległości” nie ma zbyt wiele. Bohaterowie traktują siebie zgodnie z przyjętymi normami, prowadzą grzeczne rozmowy, trzymają się zasad. Wszystko to jednak podszyte jest albo zawiścią albo co najmniej niechęcią. Nikt jednak nikogo nie bije, nie napada. Co najwyżej w białych rękawiczkach eliminuje ze społeczności.. I to eliminuje z żelazną konsekwencją, szczególnie tych którzy nie pasują swoimi przekonaniami do obowiązującej political correctness.
Główny bohater przygląda się życiu społecznemu z punktu widzenia samotnego kawalera, który pracując na uczelni i pokonując kolejne stopnie naukowej kariery ma stały dostęp do młodych studentek, z którymi wiąże się z reguły na 10 miesięcy trwania roku akademickiego. Związki te nie mają nic wspólnego z miłością. Są jedynie zapewnieniem sobie utrzymania higienicznego życia seksualnego. Nic ponadto.
Na tle tejże egzystencji dokonują się we Francji zmiany polityczne, w wyniku których do władzy prezydenckiej dochodzi muzułmanin. I wszystko zdaje się toczyć swym normalnym rytmem, tyle że coraz więcej aspektów społecznego życia niezauważalnie, ewolucyjnie się zmienia. Coraz mniej wartości chrześcijańskich, coraz więcej ideologii islamu.
Nie będę zdradzać szczegółów tej powieści. Mnie najbardziej poraził moment, w którym bohater zostaje urzędowo powiadomiony o śmierci swojej matki. I… nic z tą informacją nie robi. Naturalizm w tej powieści to walka o byt nowej formacji, nowych ludzi chcących sprawować rządy w dotychczasowej jeśli nie chrześcijańskiej to chociaż laickiej Francji. Ta walka co prawada nie jest brutalna, jednak jej konsekwencja i żelazne reguły gry przypominają mi bardzo bohaterów Emila Zoli czy naszego Reymonta.
Czysto naturalistyczne są natomiast sceny, w których pokazany jest erotyzm człowieka 2020 roku. W erotyzmie tym nie ma w ogóle miejsca na uczucia, a miłość jest pojęciem dawno zjedzonym przez dinozaury (tak przynajmniej to wygląda w ujęciu głównego bohatera). Tylko biologia i chuć, choć może i nie biologia, bo przecież nie chodzi o rozmnażanie.
I wreszcie turpizm. Śmierć w powieści „Uległość” nie ma w ogóle aspektu duchowego. Jest jakąś częścią życia, ale na pewno nie taką, która zmuszałaby do refleksji. Umiera matka głównego bohatera, umiera ojciec. Nawet spuścizna po nich nie budzi emocji. Ot, skończyło się życie. Trzeba ich pochować i koniec.
Zatytułowałam swoją recenzję – rozważanie „Wcale nie na końcu dziejów”, bo ta wizja Huellebecq’a wcale tak daleko nie wybiega naprzód. I to jest w tej powieści tak fascynujące jak i straszne.
Beata Wróblewska