Historia 18 Jan 2016 | Redaktor
...do domu przyszło dwóch mężczyzn w cywilu

Z cyklu ludzie z pomnika – Regina Bałajan

Mama moja, Regina Bałajan, z domu Zielińska, urodziła się 14. kwietnia 1901 roku w Chyrkowie koło Lwowa. Była córką Tomasza, magistra historii i wykładowcy na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i Karoliny z Czermińskich.

Mój ojciec był komendantem Związku Młodzieży Polskiej „Zet” we Lwowie. Ukończył też Oficerską Szkołę Kawalerii dla ochotników. Walczył w wojnie polsko-ukraińskiej (...). Po I wojnie światowej wstąpił do Polskiej Kadry Wojskowej, a po odzyskaniu niepodległości do Wojska Polskiego. Po odbytym Kursie Doskonalenia Wyższej Szkoły Wojennej w stopniu kapitana skierowany został w 1929 roku do Brygady Kawalerii „Toruń”. Zamieszkał tam z rodziną i objął funkcję zastępcy dowódcy Brygady pułkownika Romana Abrahama do spraw aprowizacji.

Gdy w 1933 roku Brygadę przeniesiono do Bydgoszczy i zmieniono nazwę na Brygadę Kawalerii „Bydgoszcz”, przeniesiono również całe dowództwo. Rodzina zamieszkała wtedy w Bydgoszczy, przy ulicy Ułańskiej. I tu w Bydgoszczy mama moja zapoznała swego przyszłego męża, Zenona, który służył jako adiutant dowódcy Brygady, którym tak jak i w Toruniu był pułkownik Abraham.

Ślub odbył się na Wielkanoc 1934 roku w kościele p.w. Świętej Trójcy w Bydgoszczy. Owocem tego związku były moje narodziny we wrześniu 1935 roku. Po ślubie rodzice dostali od wojska mieszkanie przy ulicy Jasnej. W kwietniu 1937 roku pułkownik Abraham objął dowództwo Wielkopolskiej Brygady Kawalerii w Poznaniu. Zabrał też ze sobą swego adiutanta, czyli mojego ojca. Zamieszkaliśmy więc w tym mieście, gdzie pracował.

Brygada w marcu 1938 roku weszła w skład Armii „Poznań” dowodzonej przez generała Tadeusza Kutrzebę. (...) W obliczu wybuchu wojny, latem w czerwcu lub lipcu 1939 roku ojciec kazał mamie i mnie opuścić Poznań i przenieść się czasowo do Bydgoszczy. Przeprowadzało nas z całym dobytkiem wojsko. Zamieszkaliśmy u młodszej o dwa lata siostry mamy przy ulicy Ułańskiej. W pierwszych dniach września 1939 roku, już po tragicznych „wydarzeniach bydgoskich” do domu przyszło dwóch mężczyzn w cywilu. Wypytywali mamę o męża, (...) a gdy powiedziała, że jako żołnierz zawodowy jest gdzieś na froncie, odpowiedzieli, że on się znajdzie. (...) Nakazano mamie, by nie opuszczała pod żadnym pozorem granic miasta.

Czterech gestapowców przyjechało samochodem raz jeszcze 29 września. Dokonali rewizji w pokoju, który zajmowaliśmy oraz w całym mieszkaniu cioci. Znaleziono i zabrano list od ojca z końca sierpnia 1939 roku oraz zdjęcia ojca, które miała ze sobą mama. Ich dowódca bardzo grzecznie i po polsku przeprosił za zrobiony bałagan i powiedział, że zabrane zdjęcia i list dostanie z powrotem za kilka dni. Następnego dnia rano przybyło dwóch SS-manów, którzy zabrali matkę ubraną tylko w samej sukience. Nie pozwolili nawet założyć jej płaszcza. Do domu już nie powróciła.

Ciocia dopytywała się w różnych miejscach o los mej mamy. Nigdzie nic się nie dowiedziała. W listopadzie albo już w grudniu dostaliśmy kartkę od ojca. Pisał, że podczas kapitulacji Warszawy dostał się do niewoli. Przebywa w oflagu Jannisbrunn VIIIE. Nie mamy się o niego martwić. Kartka adresowana była na mamę, więc nie wiedział o jej losach. To była jedyna informacja od niego.

Wychowywała mnie ciocia. Po zimie, czyli pewnie w 1940 roku, zaczęła co kilka dni przychodzić pani Wanda, która uczyła mnie po niemiecku, bym mógł chociaż rozmawiać z ludźmi na ulicy. Języka niemieckiego nie znałem, a mowa polska była zakazana. Później ta pani uczyła mnie czytać, pisać i liczyć po polsku. Nie wiem kim była, ale pewnie tajną nauczycielką z kompletów szkolnych. Omawiała też historię Polski i inne przedmioty. Ta nauka trwała całą okupację, tak że po wyzwoleniu ukończyłem trzy klasy.

W 1943 roku ciocia chciała mnie zapisać do niemieckiej szkoły. Po rozmowie w szkole i spisaniu danych dostała odpowiedź, że nie będą za niemieckie pieniądze uczyli syna polskiego oficera. Dość, że za darmo mnie karmią, a gdy ukończę 16 lat, to bez szkoły i tak będę pracował dla III Rzeszy. Jak się okazało, nie doczekali się.

Polskie wykształcenie zdobyłem już po wojnie. Zdałem maturę i egzamin nauczycielski. Przeniosłem się do Chełmna, gdzie pracowałem w Liceum jako nauczyciel, a od 1958 roku w Powiatowej Radzie Narodowej na różnych stanowiskach aż do emerytury. W 1948 roku skontaktował się z ciocią i ze mną przedwojenny dowódca ojca, generał Abraham. Pracował w tym czasie w Centrali Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie. (...) Obiecał, że będzie poszukiwał śladów mamy i taty.

Za jakiś czas dowiedzieliśmy się, że tata został zastrzelony w oflagu wraz z trzema kolegami w dniu 31 grudnia 1939 roku w czasie próby ucieczki. Latem 1949 roku generał przyjechał osobiście do Bydgoszczy informując nas, że mama rozstrzelana została za wrogie nastawienie do okupanta 12. października 1939 roku w miejscowości Miedzyn koło Fordonu. Razem tam pojechaliśmy.

Było to miejsce znane już wtedy jako Dolina Śmierci w Fordonie. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że przecież w tym miejscu już byłem. W 1947 roku latem byliśmy podczas wakacji w Fordonie wraz z trzema dobrymi kolegami i nauczycielem religii księdzem Klemensem, którego nazwiska nie pamiętam [chodzi o ks. prefekta Klemensa Buk-Średzińskiego, dop. KfAD]. Opowiadał nam co się działo w Dolinie. Nie miałem jednak wtedy pojęcia, że jestem tak blisko miejsca spoczynku mojej mamy. Zygmunt Bałajan

Od autora cyklu (KfAD’a): Pan Zygmunt dowiedział się o mnie i o cyklu „Ludzie z pomnika” z Fordonu od gości jego sąsiadki. Prosił ich wtedy o znalezienie sposobu kontaktu do mnie. Dziękuję więc tym nieznanym „gościom”. Przykazał te informacje, by nieznane dotychczas losy Jego mamy ujrzały światło dzienne. Dziękuję za to świadectwo i proszę innych o dalsze informacje w opisywanym cyklu. Ludzie z pomnika (179)

źródło: Na Oścież Miesięcznik Sanktuarium i Parafii Matki Boskiej Królowej Męczenników

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor