Felieton 5 Feb 2018 | Redaktor

Marta Laska

Jest noc.

Po zegarku ślamazarnie przesuwa się wskazówka za wskazówką.

Siedzisz na parapecie. Deszcz dudni o szyby, a cały dom wypełnia cisza.

Coś się skończyło, choć miało trwać już na zawsze.

Coś co miało 6 liter i zasiadało na salonach obok największych potęg- wiary i nadziei. Nagle, z daleka widzisz dość znajome twarze. Podchodzą do Ciebie bliżej i biorą Cię w objęcia jak marnotrawnego syna, który wraca znów do domu, Twoi starzy przyjaciele, wespół wolność, kusząca Cię wizją wielu ciekawych przyjemności i samotność, oschła, oziębła, zimna jak lód.

Zaczynasz doszukiwać się przyczyny zranienia, błądzisz myślami, szukając winowajcy, który zadał Ci tak bolesne rany, przybiega i rzuca się Tobie na szyję poczucie winy, obarcza za to, że może za mało jeszcze się starałeś... Jak śmie być jeszcze tak ironiczne?

Zamykasz oczy, uderzają Cię wspomnienia, kłębisz się w sobie, a one z jeszcze większym naciskiem napierają na Ciebie. Zaczynają Cię podtapiać, łapiesz z trudem oddech i starasz się wynurzyć na powierzchnię po to, aby dojrzeć oazę spokoju.

Próbujesz odnaleźć się w realnej rzeczywistości. Idąc ulicą, czujesz się sam wśród uśmiechniętych, niczym z reklamy Blendamed par, trzymających się za ręce. Czujesz się samotny, mimo otaczających Cię wkoło życzliwych ludzi, wyciągających pomocną dłoń, czy próbujących wycisnąć z Ciebie odrobinę radości.

Oni czekają tylko na skrawek Twojego uśmiechu, na to, że powiesz: „Dam sobie radę sam” i nie rozumieją jak potężna walka odbywa się w Tobie. Serce zaczyna bić milion razy szybciej. I nagle nokautuje Cię fala, niespełnionych obietnic i nadziei, zatapiając w sobie i przypominając o tym ile trudu, czasu, pieniędzy i zaangażowania włożyłeś w to, by odszukać miłość, która i tak przepadła. W żyłach coraz mocniej buzuje Ci krew, w umyśle rodzą się negatywne emocje, które narastając, sięgają zenitu.

Niespodziewanie pęka Ci serce. Potężna eksplozja. Zalewasz się łzami. Łzami pełnymi żalu, smutku, troski o przyszłość, zagubionego zaufania, niespełnionych nadziei. Zaczynasz tonąć. Obfite krople płyną po policzkach stęsknionych czułego dotyku, przepływają po zmarzniętej ręce, ocierają się o serce, pokryte grubą warstwą kurzu, odstawione w kąt i spadają na ziemię, robiąc wielki huk w tej nocnej ciszy.

Dopada Cię zwątpienie, strach czy kiedykolwiek ją spotkam? Tą prawdziwą Miłość, o której wszyscy tak z przejęciem mówią? Tą, bez której każdy jest jak sierota? Czy ona jeszcze w ogóle istnieje?

Spoglądasz jeszcze raz za okno z nadzieją, a w odpowiedzi mruga do Ciebie z nieba jedynie Księżyc. I nagle, wśród całej tej sytuacji rozlega się ciche pukanie.

  • Kto tam? - Pytasz niepewnie.

  • Miłość - szepcze cicho jakiś osobnik.

  • Pomyłka, właśnie ode mnie wyszła. Nie chcę już jej więcej tutaj widzieć! - krzyczysz ile sił w płucach.

  • To niemożliwe - odpowiada spokojnie-znów dałeś się oszukać. Skarbie, tak mi przykro, tyle razy podawali się za mnie, chowając się pod otoczką czerwonych serduszek, pluszaków, kwiatów, przyciągając spojrzenia, a gdy spuściłeś wzrok bili Cię do nieprzytomności.

Nie lękaj się i spójrz mi w oczy z nadzieją, bo to ja jestem i gdy się już pojawię nie znikam nigdy. I ani śmierć, ani największy tajfun, ani też najpotężniejsza burza mnie nie zniszczy, bo ja przetrzymam wszystko i zawsze będę przy Tobie.

Autorka opowiadania poetyckiego: Marta Laska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor