Felieton 12 Jan 2016 | Redaktor
Straszne rzeczy u Kowalskich

Pani, u tych Kowalskich to się straszne rzeczy dzieją! – z groźnym spojrzeniem i marsowym czołem rzekła Lipsztycka do Pikutkowskiej.

Tak? – zdziwiła się ta druga – A co takiego?

A nie wiem Pani kochana dokładnie, ale straszne. Mają się rozwodzić i on ją leje. Dzieci głodne chodzą. Rachunków nie płacą za prąd i w ogóle, powiadam pani straszne rzeczy! A na dodatek Kowalska do pracy nie chodzi! Skandal pani kochana, skandal powiadam.

Pikutkowska, która mieszka dwie ulice dalej zainteresowała się wyznaniami koleżanki z rynku, nie chciała w nie jednak tak od razu uwierzyć, bo znała siostrę Kowalskiego (straszną plotkarkę) z pracy i nie słyszała, by cokolwiek strasznego się działo w tamtej rodzinie.

Hmm… a skąd pani ma takie wieści o tych strasznych rzeczach?

Pani, tak już dwa razy widziałam inkasenta od prądu. I to po południu. Mój syn, co to jest woźnym, tez już trzy dni z rzędu widział, jak córka Kowalskich papieru od śniadania nie wyrzuca. Czyli jeść jej nie dają. A sąsiedzi Kowalskich już dwa dni z rzędu słyszeli krzyki u nich wieczorem. No i Kowalska z domu nie wychodzi. To na pewno ma jakieś limo podbite albo i rękę złamaną.

No to rzeczywiście bardzo ciekawe – skomentowała Pikutkowska, której właśnie się przypomniało, że szwagier Kowalskich jest inkasentem za opłaty energetyczne, a córka Kowalskich od miesiąca jest w sanatorium i pewnie dlatego nie wyrzuca papieru od śniadania w szkole. Zaś od koleżanki wiedziała także, że Kowalska dwa tygodnie temu złamała nogę na śliskiej drodze to i do roboty nie chodzi. – A te krzyki to kiedy tak u nich były? – spytała spokojnie Pikutkowska.

No pani kochana, w zeszłą sobotę i niedzielę, tak koło 20.

Aha – odrzekła ze zrozumieniem i pomyślała, że to może dlatego, że Kowalski był kiedyś siatkarzem, a teraz trwały eliminacje do Rio na olimpiadę…

Słuchałam tej rozmowy jak urzeczona. Pani Pikutkowska od pani Lipsztyckiej dowiadywała się, że u Kowalskich… toczy się normalne życie. Pan Kowalski kibicuje siatkarzom i się drze, bo jak się nie drzeć, gdy Polacy dostają łomot a potem wygrywają z Niemcami. Pani Kowalska pośliznęła się na nieposypanej piachem oblodzonej drodze. Ich córka wyjechała do sanatorium, o czym znała dokładną relację, bo starać się trzeba było o nie ponad rok, a szwagier inkasent lubił wpadać na piwo z Kowalskim. Zaiste straszne rzeczy.

Jak dobrze, że pani Lipsztycka nie jest tak aktywna i przedsiębiorcza jak Martin Schulz, Petru czy Zadłużony Mateusz Kijowski Alimenciarz z Poznania. Mogłaby jeszcze wpaść na pomysł utworzenia Komitetu Obrony Kowalskich. Nie broniłby on co prawda żadnej sensownej sprawy ani nie zajmowałby się niczym ważnym, szumu by jednak mógł narobić co niemiara. A niektórym to może nawet wodę z mózgu mógłby uczynić.

Nie zmienia to jednak faktu, że taki Komitet Obrony Kowalskich mógłby się przydać, choć w zupełnie innych kwestiach. A może nie?

"Od polityki to ja mam Piłsudskiego" – powiedział kiedyś Leopold Staff. Ja teraz od dbania o sprawy Kowalskich mam rząd i wystarczy.

Beata Wróblewska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor