Felieton 11 Jun 2018 | Redaktor
Małżeństwo to zdrowy fundament dla całego społeczeństwa

Ostatnio rozważaliśmy w jaki sposób odbywa się powrót człowieka do Boga po odkupieniu dokonanym przez Jezusach Chrystusa, wskazując, że zasadniczą pomocą w tym powrocie są sakramenty, które sprawiają rzeczywisty skutek w postaci łaski potrzebnej człowiekowi do pójścia drogą wiary, a ponieważ sama wiara jest łaską, mogliśmy sformułować tezę, że nie ma zbawienia bez sakramentów.

Pisaliśmy też, że Bóg w łaskawości swojej może tej łaski udzielić tym, którzy nie mieli możliwości sakramentów przyjmować, bo tak przecież jest w wielu częściach świata. W tych rozważaniach korzystaliśmy z nauki św. Tomasza z Akwinu, zawartej w Sumie teologicznej i innych dziełach tego największego myśliciela chrześcijaństwa, nazwanego przez późniejszych papieży doktorem powszechnym i doktorem anielskim.

Dziś natomiast, gdy w Bydgoszczy mamy kolejny „Marsz dla życia i rodziny” warto zajrzeć do tej części nauczania św. Tomasza, w której pisze on o małżeństwie i rodzinie.

Najpierw zauważmy, że św. Tomasz w III części Sumy, w zagadnieniach 41 i nastepnych, podkreśla, że małżeństwo nie zostaje ustanowione ze względu na indywidualne dobro człowieka, ale ze względu na dobro społeczeństwa. To ważne przesunięcie akcentów w stosunku do „romantycznego” współczesnego pojmowania małżeństwa, jak czegoś co istnieje jedynie pomiędzy małżonkami i jedynie dla nich.

Oczywiście, sam Tomasz nie neguje przy tym pewnej intymności małżeństwa, a tym bardziej jego wyłączności. Podkreśla tę wyłączność bardzo silnie, i broni jej przez jakimikolwiek próbami rozerwania. Wyłączność ta jednak nie przeszkadza społecznemu celowi.

Tomasz tak o tym pisze w zagadnieniu 41: „Małżeństwo jest naturalne (…), gdyż w porządku przyrodzonym rozum skłania ku niemu i to ze względu na dwa cele: naprzód ze względu na główny cel, jakim jest dobro potomstwa. Natura bowiem zmierza nie tylko do zrodzenia potomstwa, ale także do utrzymania go i pobudzania go w dążeniu ku pełnej dojrzałości człowieka jako człowieka, polegającej na usprawnieniu się w cnotach. Toteż – według Arystotelesa — zawdzięczamy rodzicom trzy rzeczy: istnienie, wykarmienie i wychowanie. Do wychowania zaś oraz do wykształcenia dzieci są potrzebni rodzice posiadający pewne określone przymioty, których nie mogą mieć bez więzi wzajemnych zobowiązań mężczyzny i kobiety, czyli bez związku małżeńskiego”.

Z drugiej strony Tomasz jako realista zdaje sobie sprawę, że przecież to nie wyczerpuje wszystkiego co dzieje się w życiu małżeńskim. Czytajmy dalej: „Ale natura skłania również ku drugorzędnemu celowi małżeństwa, a mianowicie ku wzajemnej pomocy w sprawach domowych. Rozum bowiem w porządku przyrodzonym nakazuje ludziom mieszkać razem, gdyż człowiek samotny nie jest samowystarczalny we wszystkim, co jest potrzebne do życia, i dlatego z natury swej jest istotą społeczną. Otóż pośród różnych rzeczy niezbędnych do życia, jedne należą do mężczyzn, a inne do kobiet. Dlatego sama natura skłania mężczyznę i kobietę do zawarcia związku małżeńskiego”.

Te dwa cele małżeństwa zawsze były oczywiste. Papież Pius XI w encyklice Casti conubii napisał to takimi słowami: „Pierwsze więc miejsce pomiędzy dobrami małżeństwa zajmuje potomstwo. I zaprawdę sam Stwórca rodzaju ludzkiego, który w dobroci swej w dziele rozkrzewiania życia postanowił ludzi użyć jako pomocników swych, nauczał tego, kiedy, ustanawiając w raju małżeństwo, powiedział do prarodziców naszych, a przez nich do przyszłych małżonków: «Roście i mnóżcie się, i napełniajcie ziemię». To samo znajduje św. Augustyn w słowach św. Pawła Apostoła do Tymoteusza: «Że celem rodzenia zawiera się małżeństwo», świadczy Apostoł w ten sposób: «Chcę, aby młodsze szły za mąż». A jakoby wtrącono pytanie: - Dlaczego? - dodaje zaraz: «Aby dzieci rodziły, stawały się paniami domu»”.

Papież ten podkreśla też, że nie chodzi w małżeństwie tylko o rodzenie dzieci, ale także o ich prawidłowe wychowywanie. To też jest celem małżeństwa.

Małżeństwo się opiera na miłości, to jest oczywiste. Ale co to znaczy? Papież Pius XI w swej encyklice tak to wyjaśnia: „Takie bowiem prawidło przepisał Apostoł; mówiąc: «Mężowie, miłujcie żony wasze, jako i Chrystus umiłował Kościół». Niewątpliwie obejmował On Kościół ową niezmierzoną miłością, nie dla swej korzyści, lecz mając na oku jedynie dobro Oblubienicy swojej». Nazywamy więc miłością nie to uczucie, które polega na cielesnej tylko i prędko ulatniającej się skłonności, na słowach tylko pochlebnych, lecz to, które opiera się na wewnętrznej skłonności dusz i okazuje się czynem, gdyż próbą miłości jest czyn. Czyn ten obejmuje w społeczności domowej nie tylko wzajemną pomoc, lecz powinien rozciągać się też, i to w pierwszym rzędzie, na to, by małżonkowie pomagali sobie wzajemnie w coraz pełniejszem ukształtowaniu i doskonaleniu człowieka wewnętrznego, by przez wzajemną wspólność życiową postępowali z dnia na dzień coraz bardziej w cnotach, a zwłaszcza rośli w prawdziwej miłości Boga i bliźniego, na której ostatecznie «wszystek Zakon, zawisł i prorocy»”.

Widząc ten podwójny cel małżeństwa nigdy nie można tracić z oczu tego, który z tych celów jest jednak pierwszym, a który drugim. 25 lipca minie 50 lat od pamiętnej encykliki Pawła VI Humanae vitae. Trzeba tę encyklikę wciąż na nowo czytać, ale i pamiętać o kontekście w jakim została napisana. Już w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku protestanci udzielili akceptacji mechanizmom kontroli urodzin, które wypracowała w tym czasie medycyna. Odkrycie pigułki antykoncepcyjnej miało zmienić świat i postrzeganie małżeństwa. Powszechna akceptacja środowisk „postępowych” dla tego wynalazku kontrastowała z jasnym stanowiskiem Kościoła, wyrażonym już we wspomnanej encyklice Casti connubii Piusa XI w 1930 roku.

W Rzymie już w październiku ubiegłego roku odbyła ciekawa konferencja z okazji tego jubileuszu.

Walter Brandmüller, niemiecki arcybiskup, mianowany przez Benedykta XVI kardynałem, nazwał encyklikę Pawła VI profetyczną. Walor ten ujawnia się w pełni zwłaszcza w naszych czasach, których signum temporis jest „stawianie się człowieka w roli stwórcy” – mówił. Swoje wystąpienie zakończył stwierdzeniem, że Humanae vitae, będąca efektem procesu rozwoju doktryny Kościoła, zawiera w sobie „splendor veritatis oświetlający współczesne ciemności umysłów i serc”.

W Bydgoszczy z kolei mieliśmy wczoraj konferencję bardziej praktyczną, ale również nawiązującą do tej pamiętnej encykliki. Dziś natomiast odbędzie marsz dla życia i rodziny. Przypomnę na zakończenie cytowane już słowa kard. Carlo Caffarry, wypowiedziane krótko przed śmiercią tego purpurata, któremu Jan Paweł II zlecił utworzenie Papieskiego Instytutu dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną, odwołujące się do słów siostry Łucji z Fatimy: „Otrzymałem długi list z jej podpisem, który jest obecnie w archiwach Instytutu. W liście znajdziemy następujące słowa: «Ostateczna bitwa między Panem a królestwem szatana będzie o małżeństwo i rodzinę. Nie obawiaj się, ponieważ każdy, kto pracuje dla świętości małżeństwa i rodziny zawsze będzie zwalczany i zawsze będzie napotykał wiele przeciwności, gdyż jest to kwestia kluczowa». Potem stwierdziła: «Niemniej jednak Matka Boża zmiażdży mu głowę»”.

Maksymilian Powęski

tekst ukazał się 10 czerwca 2018r., na stronie TYGODNIKA BYDGOSKIEGO

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor