Dramat w MCK
Inne z kategorii
Byłem na przedstawieniu. Zaprosił mnie na nie Piotr Częstochowski, znany bydgoski animator ruchu na rzecz dzieci niepełnosprawnych, zwłaszcza tych z zespołem Downa.
To od niego dowiedziałem się, że w pierwszy dzień wiosny przypada Światowy Dzień Zespołu Downa, obchodzony z inicjatywy Europejskiego Stowarzyszenia Zespołu Downa. Dowiedziałem się też, że data obchodów nie jest przypadkowa – dzień 21 marca patronuje rozpoczynającej się wiośnie i narodzinom ludzi niezwykłych, data wiąże się również z istotą zaburzenia – trisomią 21 chromosomu.
Ale wróćmy do przedstawienia. Przyznam się szczerze, że spodziewałem się trochę nudnych wierszy czy jakiejś choreografii, jakie często można obejrzeć przy rożnych okolicznościowych występach, może jakiejś akademii, której trzeba będzie uprzejmie wysłuchać.
Pomyliłem się. To znaczy – zaczęło się standardowo – jakąś próbą na scenie, gdzie reżyser czy animator mówi – połóżcie się, wstańcie, popatrzcie sobie w oczy etc., etc. Pozostałe poza owym animatorem osoby na scenie to osoby niepełnosprawne dotknięte tą genetyczną chorobą, o której przed chwilą pisałem. Po kilkunastu minutach przedstawienia ma miejsce scena, w czasie której moja szczęka opada do ziemi, a teatrzyk zmienia się w prawdziwy dramat. Jak u Hitchcocka? Nie, raczej nawet jak u Sofoklesa! Bo bieg wypadków staje się taki, jak w antycznej tragedii, widz czuje, że „to się nie może dobrze skończyć”.
Punkt kulminacyjny następuje, gdy główna persona dramatu wykrzykuje o swojej decyzji i niemal cudem sprawy się rozwiązują…
Spektakl był wstrząsający, świetnie zrobiony. Nie ujawnię jego treści. Nie dlatego, żebym chciał zachęcić, żeby wszyscy go obejrzeli, nie. Choć warto by było, to pewnie nie będzie takiej okazji. Nie ujawnię, bo nie chcę spłycić tej głębokiej tragedii przez kiepskie streszczenie.
Prowadziłem po tym spektaklu panel dyskusyjny w MCK w Bydgoszczy. Nie mogłem przy tej okazji nie wspomnieć o tym, co się wydarzyło w Warszawie w szpitalu im. Świętej Rodziny. Tam właśnie skazano na śmierć nienarodzone dziecko. Skazano je na śmierć, bo miało Zespół Downa. Ciąg dalszy znamy.
Dyskusja, w której wzięli udział rodzice dzieci niepełnosprawnych, ale i nowo ustanowiony Kurator Oświaty i Wychowania w Bydgoszczy i pani profesor Olga Haus, kierownik Katedry i Zakładu Genetyki Klinicznej CM UMK, i pani dr Grażyna Pachecka, znana bydgoska ginekolog, od dziesięcioleci zaangażowana w sprawę obrony życia. Padały różne głosy, przedstawione tam dylematy moralne nadają się na osobny, obszerny artykuł. Wyszedłem jednak umocnionym przeświadczeniem, że te dzieci, jak każde inne, mają prawo do życia i prawo do prawnej ochrony od poczęcia.
Michał Jędryka