Felieton 2 Aug 2021 | Redaktor
Co chciałbym powiedzieć papieżowi Franciszkowi [KOMENTARZ]

Podniesienie podczas Mszy świętej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego/fot. by the Priestly Fraternity of Saint Peter, available from http://fssp.org.

Ponad dwa tygodnie temu papież Franciszek opublikował swoje motu proprio Traditionis custodes. Jest to akt prawny Stolicy Apostolskiej, na który być może ogromna większość katolików zareaguje jedynie wzruszeniem ramion. A szkoda, bo jak postaram się niżej pokazać, rzecz dotyczy samego serca wiary katolickiej, serca i źródła (fons et culmen), jak to mówiła konstytucja Sacrosanctum concilium, bo tym sercem i źródłem jest liturgia.

Warto sobie uświadomić, że bez liturgii tak naprawdę nie ma żywego Kościoła, nie ma żywej wiary, nie ma właściwie żadnej religii. Czyż można by mówić o religii, gdyby w kościołach nie była odprawiana Msza święta? Zresztą mieliśmy pewną namiastkę tego doświadczenia wiosną ubiegłego roku, kiedy praktycznie zamknięto kościoły na Wielkanoc. Jak bardzo bolało wielu z nas, gdy nie można było pójść zwyczajnie w Wielki Tydzień i Wielkanoc na wspaniałe obrzędy, którymi karmi się pobożność każdego katolika, którego wiara jest żywa.

Ale o co tak naprawdę chodzi? Czy to nie jest tak, jak mówił w audycji radiowej Michał Barcikowski, że gdzieś zza ściany dochodzą okrzyki, ludzie się kłócą, a my  nie chcemy mieć z tymi kłótniami tak naprawdę nic wspólnego... Byle była cisza. A może takie odgłosy kłótni świadczą, że ktoś jednak został skrzywdzony i potrzebuje oraz oczekuje pomocy?

To nie Sobór zmienił liturgię

Zacznijmy jednak od początku. Sobór Watykański II uchwalił Konstytucję o liturgii. Ktokolwiek by w niej szukał przepisów, które potocznie wiąże się właśnie z Soborem, choćby o odwróceniu ołtarza czy też o odprawianiu Mszy w językach narodowych, mocno się rozczaruje. Uważna lektura tej konstytucji pokazuje, że Ojcowie soboru postanowili iż językiem liturgii ma pozostać łacina, choć należy nieco więcej elementów Mszy dopuścić w językach narodowych, na przykład czytania. Postanowiono także, że należy przejrzeć księgi liturgiczne i odpowiednio je dostosować. 

Prawdopodobnie w dniu zakończenia soboru, w 1965 r., mało kto przypuszczał, że ten niewinnie brzmiący wpis stanie się początkiem liturgicznej rewolucji, którą jednak planowały pewne środowiska, chcące upodobnić liturgię katolicką do protestanckiej, łudząc się, że doprowadzi to do zjednoczenia Kościoła. 

Rzecznicy zmian opracowali jednak w komisji, nazwanej Concilium,  projekt zupełnie nowej Mszy, nazwanej Missa normativa. Wprowadzała ona tak daleko idące zmiany w stosunku do Mszy tradycyjnej, że niektóre z nich nie uzyskały aprobaty ówczesnego papieża, Pawła VI. Ostatecznie jednak wypracowano pewien kompromis i Paweł VI od adwentu 1969 r. wprowadził nowy Mszał i nowy kalendarz liturgiczny. 

Nowa Msza, oprócz tego, że była odprawiana w całości w językach narodowych i przy odwróconym do ludu ołtarzu, mniej akcentowała dokonującą się w tym obrzędzie ofiarę Jezusa Chrystusa, a bardziej przeżycie wspólnoty, które tworzy eucharystyczna uczta.

Ogromna większość katolików przyjęła te reformy,  to trzeba przyznać, jeśli nie z entuzjazmem, to akceptująco. Tak było również w Polsce. Były jednak nieliczne środowiska, które alarmowały, że istnieją niebezpieczeństwa, jakie tkwią w tych reformach, i że mogą one być groźne dla integralności wiary katolickiej. 

Jednym z protestujących był arcybiskup Marcel Lefebvre, którego historia jest raczej znana. Próbował on utworzyć tradycyjne seminarium i odprawiać tradycyjną Mszę, jednak władze kościelne nie wyraziły na to zgody, a ostatecznie, gdy Lefebvre wyświęcił czterech nowych biskupów, papież Jan Paweł II, bo było to już za jego czasów, ogłosił ekskomunikę, jaką zaciągnął arcybiskup.

Trzech papieży, trzy drogi

Jednocześnie jednak Jan Paweł II, widząc, że problem nabrzmiewa, udzielił listem apostolskim Ecclesia Dei zezwolenia na odprawianie dawnej Mszy pod warunkiem uzyskania zgody miejscowego biskupa, jednocześnie zachęcając biskupów by chętnie takiej zgody udzielali. Wtedy też do liturgii tradycyjnej powróciło francuskie opactwo benedyktyńskie w Fontgombault, które do dzisiaj jest żywą i rozwijającą się wspólnotą zakonną tworzącą nowe fundacje benedyktyńskie w granicach Francji i poza nią.

Arcybiskup Lefebvre umarł, nie doczekawszy się zdjęcia ekskomuniki, co nastąpiło dopiero za Benedykta XVI. Benedykt XVI wydał wtedy motu proprio Summorum pontificum, w którym stwierdził, że tradycyjna Msza nigdy nie była i nie mogła być zakazana i tym samym dozwolone jest każdemu kapłanowi i jej odprawianie bez żadnych dodatkowych warunków. Papież Benedykt użył tu słynnego argumentu: „To, co dla poprzednich pokoleń było święte, także dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może zostać nagle zabronione, czy wręcz uznane za szkodliwe”.

Benedykt XVI zdawał sobie doskonale sprawę i pisał o tym w Summorum pontificum, że w dawnej Mszy zawiera się znaczna część Lex orandi, czyli prawa modlitwy Kościoła,  a prawo modlitwy kształtuje wiarę.

Papież Franciszek, ogłaszając swoje motu proprio, tym samym zniósł wszystko to, co wprowadził Benedykt XVI w tej sprawie. Franciszek argumentował, że z ankiety, którą rozesłał do biskupów, wynikało, że wśród wiernych uczestniczących w dawnej Mszy dochodziło do nadużyć, polegających na kwestionowaniu postanowień Soboru Watykańskiego II.

W tej więc sytuacji, jako skromny katolik, gdybym mógł zadać papieżowi Franciszkowi pytania, gdybym mógł swobodnie powiedzieć mu, co mnie boli i być wysłuchanym, powiedziałbym, co następuje.

Problemy w środowiskach

W rzymskim prawie obowiązywała taka zasada: abusus non tollit usum. W przekładzie na język polski oznacza to, że nadużycie nie przekreśla normalnego użycia prawa. W konsekwencji nie można ukarać tego, kto korzysta  z prawa w tym celu, w jakim ono zostało wprowadzone, z tego tylko powodu, że ktoś inny tego prawa nadużył. Zasada ta wydaje się sprawiedliwa i prosta. Dlaczego więc Ojciec Święty zechciał ją odwrócić i karać tych którzy zwyczajnie chcą chwalić Boga tak, jak robiły to poprzednie pokolenia, będąc przekonanym, że robiły to w sposób podobający się Bogu? Czy teraz aubus tollit usum? Czy więc na przykład z uwagi na to, że nauka doprowadziła do konstrukcji śmiercionośnych urządzeń takich jak bomba atomowa i kolejnej generacji broni masowego rażenia, należy zdelegalizować lub potępić naukę?

Ale by nie wybiegać tak daleko: co w takim razie zrobić z tymi, którzy nadużywają nowej Mszy Świętej dla rozmaitych ubolewania godnych jej zniekształceń, które przecież w ostatnich dziesiątkach lat są nagminne? By nie być gołosłownym,  zacznijmy od używania w liturgii muzyki rozrywkowej, a skończmy na lekceważeniu szat liturgicznych, czy odczytywaniu zamiast Pisma Świętego innej literatury? Nie mówiąc już o odprawianiu Mszy w dziwnych miejscach oraz na stołach, które nie są poświęconymi ołtarzami? Czy do nich też należy zastosować zasadę abusus tollit usum? I czego w takim razie zabronić? Może z tego powodu też zrobimy tylko jedną Mszę w diecezji? Ale pomijając już to, dlaczego żadne z tych nadużyć nie doczekało się motu proprio ze strony papieża? Czy nie jest to przecedzanie komara, a połykanie wielbłąda?

Posłuszeństwo, ale jakie

Jeszcze chciałbym zapytać o przytoczony już słynny argument Benedykta XVI. Czy to, co było święte dla poprzednich pokoleń, nie pozostaje świętym i dla nas? Czy może być uznane za zabronione lub tym bardziej za szkodliwe? Co się w tej sprawie zmieniło oprócz osoby papieża? A jeśli tylko osoba papieża, to czy decyzje Ojca Świętego w tej sprawie są oparte o logiczne argumenty?

Dlaczego w motu proprio zawarty został zakaz rozwoju grup  korzystających z tradycyjnej liturgii? Czy wolno nam tak łatwo rezygnować z misjonarskiego potencjału zdobywania ludzi dla Chrystusa,  który przecież wśród wiernych skupionych wokół tradycyjnych duszpasterzy był i jest ogromny...

Ojciec Święty wspomina o rzekomym zagrożeniu jedności, w sytuacji, w której w Kościele rozwijają się jednocześnie dwie formy rytu rzymskiego. Ale co jest zasadą jedności w Kościele? Czy jedność ma polegać na mechanicznej unifikacji wspólnoty, którą zamykamy w jednej zagrodzie i zmuszamy do jednakowych zachowań i mamy na siłę ewangeliczną jedną owczarnię? Czy może przeciwnie, jest to przede wszystkim jedność wiary i sakramentów polegająca na przyjęciu całej tradycji apostolskiej, w której znajdujemy różnorodność obrządków?

A skoro o jedności mowa, to mamy schizmy pełzające w Kościele, rozbijające właśnie jedność wiary i obyczajów, by za przykład wziąć sąsiadujące z nami Niemcy i ich „drogę synodalną”. Czy któraś z tych sytuacji doczekała się motu proprio papieża Franciszka? Dlaczego więc nie? Bo to boleśnie wygląda na to, że papież jest słaby wobec silnych i silny wobec słabych…

Tyle chciałbym powiedzieć papieżowi, gdybym został wysłuchany. Nie są to słowa ani miłe, ani dyplomatyczne. Syn nie zwraca się do ojca dyplomatycznie. Mówi wprost. Nie są to też słowa tylko moje, ale wielu innych braci, mających tego samego ojca w osobie papieża i tego samego Ojca w niebie. Dlatego śmiem je wypowiedzieć.

Na zakończenie chciałbym przytoczyć mądre słowa opata Dom Jeana Pateau wspomnianej tutaj już wspólnoty benedyktyńskiej w Fontgombault. „Aby być posłusznym, trzeba chcieć słuchać, przyjąć, zrozumieć. Odrzucanie Papieskiego dokumentu byłoby poważnym błędem i niesprawiedliwością względem Ojca Świętego. Każdy powinien poprawić w swoim postępowaniu to, co powinno być poprawione, powinien zadać sobie pytanie co Bóg chce nam powiedzieć przez ten tekst. Tylko tak odbuduje się zaufanie, bez którego nic nie będzie możliwe. Posłuszeństwo powinno także być inteligentne, proste i roztropne. Jest aż nazbyt jasne, że w tej dziedzinie, w której emocje są tak rozdmuchane, ślepe posłuszeństwo mogłoby zaszkodzić prawdziwemu dobru Kościoła. Jest rzeczą uprawnioną i słuszną, aby w Kościele było miejsce na wymianę opinii, aby była przestrzeń, w której można wypowiadać się z prawdziwą wolnością. Ojciec Święty sam do tego zachęca w różnych wypowiedziach. Celebracja liturgiczna nie może zostać wyłączona z tej zasady”.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor