Felieton 24 Apr 2020 | Redaktor
Bóg zapewnia to, co mamy rozdawać. My mamy tylko rozdawać

Pandemia pozbawiła wiele osób na całym świecie środków do życia. Media huczą, że gospodarka się załamuje.

Wielu z nas obserwuje jak ludzie starają się przetrwać i kto w społeczeństwach ma najgorzej i pod jakimi względami.

Jeśliby patrzeć po ziemsku na kryzys ekonomiczny, to należy powiedzieć, że najgorzej mają ludzie najbiedniejsi, w niektórych krajach przecież umierają z głodu i nie od dziś. To prawda. My, siedząc w wygodnych domach, nie umiemy sobie nawet wyobrazić takiego cierpienia.

Ale patrząc przez zupełnie inną optykę, gorzej mają ci, którzy do takich sytuacji dopuszczają. Sami mają, bo zabierają dla siebie wszystko ponad miarę i realną potrzebę, a ktoś drugi przez to umiera na przykład z głodu, z braku środków na leczenie itd.

W życiu są sytuacje, w których posiadamy wiele, albo takie, że posiadamy niewiele, ale też i takie, że nie posiadamy nic. Tak jak apostołowie w scenie opisanej w Ewangelii z dziś.

Nie chodzi wcale o rekonesans ile i co posiadamy, ale o to, czy dajemy.

Prawda jest taka, że sami z siebie nie mamy nic.

Możemy wybierać, czy ufamy Bogu w czynieniu dobra. To zaufanie Bogu jest jedynym źródłem dawania zarówno z tego, co mamy, jak i z tego, czego nie mamy. Dbaniem o siebie nawzajem. Gdy tego zaufania zabraknie, jest dramat egoizmu i niszczenia więzi społecznych. Żadne dzieło oparte na egoizmie się nie ostoi.

Właścicielem wszystkiego jest Bóg. Rozdysponowanie darami zostawia człowiekowi. Przyjdzie czas, że zapyta o to, jak człowiek rozdysponował wszystko to, co od Boga otrzymał. Co będzie z tymi, przez których ktoś umiera na przykład z głodu, albo cierpi, gdy na przykład talenty dane jednym ludziom dla dobra wszystkich, posłużyły do czynienia zła i osiągania tylko własnej korzyści ziemskiej?

Pandemia jest okazją do przekonania się o wielu sprawach w tym świecie i w sobie samym. Jest inwentaryzacją osobistej wiary. A wiarę naszą obnażają czyny. Zawsze.

Apostołowie nic nie mają. Zatem szczerze pytają Jezusa co robić? Nie uznają nadprzyrodzonego pomysłu Jezusa za wariactwo. Po prostu idą i robią to, co im mówi. Rozdają. A to, co rozdają, zapewnia sam Bóg.

Czy ktoś pozostał głodny?

Ewangelia z dnia 24 kwietnia 2020 r.

(J 6, 1-15) Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: "Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?" A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma czynić. Odpowiedział Mu Filip: "Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać". Jeden z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: "Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?" Jezus zaś rzekł: "Każcie ludziom usiąść". A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: "Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło". Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: "Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat". Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.

Oprac. i wstęp: Katarzyna Chrzan

fot. ilustr. Pixabay

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor